środa, 27 kwietnia 2011

Połowa za mną.

Pierwszego maja miną równo 3 miesiące jak pracuję w Miratrans i śmigam po Europie. Czas jak zwykle mija szybko. Umowę mam podpisaną do 21 sierpnia ale biorąc pod uwagę fakt że będzie mi się należało trochę urlopu, pracę skończę ciut wcześniej. No chyba że coś znowu wpłynie na moje życie i diametralnie zmieni jego tryb. O to nie tak trudno. Już się o tym przekonałem. Nie mając żadnych obowiązków i nie będąc zbytnio ograniczony finansowo robię to, co mi przyjdzie do głowy. Zawsze sobie mówię że moje życie to nie dokończona książka i autor w następnym rozdziale może doprowadzić do przełomu lub zwrotu o 180 stopni.

Tak więc sądzę że czas na jakieś małe podsumowanie 'półmetka' mojej działalności tutaj. To podsumowanie może również przybrać formę porównania dwóch światów. Tutejsza jazda, mimo że bardziej mozolna i wolniejsza ze względu na czas pracy i bardzo ograniczoną możliwość manipulowania go (czyli uczciwie mówiąc: nie ma za bardzo jak oszukiwać), wcale nie jest mniej męcząca niż w Ameryce. Wręcz przeciwnie: stanie 55h na parkingu może być jeszcze bardziej dręczące dla psychiki kierowcy niż dymanie ponad 1500km przez 3 dni pod rząd z sześcio-godzinnymi przerwami na sen. Jak się jedzie to przynajmniej coś się dzieje i wtedy wiadomo że zasuwamy po to żeby wrócić do domu. W Ameryce nie ma zakazów dla ruchu ciężarowego. Można sobie jechać kiedy się chce. Ogromny plus bo nie mamy tej świadomości że utkniemy gdzieś po drodze. Stojąc w Niemczech w święta wielkanocne obserwowałem główną autostradę A2 przez dwa dni zakazu. Droga przez większość czasu była pusta. Dopiero wieczorem natężenie ruchu było faktycznie spore. Według mnie nic nie uzasadniało zakazu jazdy dla ciężarówek. Szkoda gadać. Kolejna sprawa to prędkość. Europejskie 90 km/h to totalna porażka. W niektórych stanach są ograniczenia specjalnie dla ciężarówek tak jak w Kaliforni, Oregonie lub Michiganie. Zawsze mnie to irytowało bo uważam że zbyt duża różnica między prędkościami samochodów na autostradzie to jeden z wielu czynników który wpływa na wypadki. W Kaliforni ciężko jest kogoś wyprzedzić na autostradzie nie powodując hamowania aut za nami. Trucki jadą z prędkoscią 55mph, osobówki mogą jechać 70mph i w momencie kiedy wyprzedzam powolutku trucka który jedzie ciut wolniej ode mnie, wywołuję często agresywność osobówek. Nie będę Wam mówił ile wystawionych palców widziały moje oczy. A co dopiero w Europie! Samochody suną po 130km/h a w niektórych państwach dużo szybciej i co wtedy? Zmiana pasa to niezły wyczyn dla żółwia jadącego 90km/h. To aż 40 km/h różnicy. Pomyślcie sobie że jadąc 40km/h na godzinę ktoś wyskakuje Wam przed maskę. Według mnie na autostradzie powinno być tylko jedno ograniczenie dla wszystkich użytkowników.

Następny punkt to kierowcy. Tutaj są bardziej otwarci i więcej sobie pomagają. Choć zawsze znajdą się wyjątki. Z mojego doświadczenia w Europie Polak Polakowi a nawet inne nacje, pomogą. Czy to pod firmą z formalnościami związanymi z załadunkiem, lub jakąś awarią, zmianą koła, zawsze ktoś się znajdzie i pomoże. W stanach wcześniej też tak było. Teraz jest coraz większa tendencja do 'everybody for himself' czyli każdy dla siebie. Do rzadkości można zaliczyć rozmowę paru kierowców na parkingu w USA a tym mniej w Kanadzie. Tam każdy zamyka się w swojej kabinie i zajmuje się swoim własnym światem. Tutaj ludzie są bardziej otwarci i chętni do jakiejkolwiek współpracy. Tak czy siak, tu czy tam, jak coś jest nie tak to kierowca zawsze dostaje po palcach. Wszędzie wszyscy obmywają sobie ręce i pierwszym refleksem jest zdanie : to wina kierowcy.

Mógłym jeszcze dzisiaj wiele napisać ale to dopiero połowa mojego doświadczenia tutaj. Zostawię sobie zatem miejsce na inne okoliczności i fakty których może jeszcze nie miałem okazji poznać. Baa, na pewno jeszcze wiele zostaje mi do odkrycia :).

Tymczasem dzisiejszy dzień, mimo pięknej pogody zmęczył mnie. Jazda po kraju to naprawdę inna gra. Według mnie to limit jazdy na naszych drogach powinien być ograniczony do 5 godzin dziennie. Żartuję oczywiście. Moi drodzy kierowcy nie wkurzajcie się na mnie. Ale co fakt to fakt: jechać 6 godzin drogą krajową nr 15 z Gniezna do Olsztyna, gdzie co jakiś czas napotykamy na rowerzystę, traktor, pędzi wiatr, zataczającego się pijanego obywatela, dziury i koleiny, kretyńskich kierowców osobówek i ciężarówek którzy często zmuszają nas do zjeżdżania na pobocze którego nie ma żeby uniknąć czołowego zderzenia... to wykańczający sport, ciągnąc za sobą 24 ton surowca. W porównaniu z tym jazda autostradą nawet przez 10 godzin w jeden dzień to pikuś! Na szczęście wiosenna pogoda i widok naszych pięknych Polek w malowniczych miasteczkach pozwolił mi zapomnieć o tych wszystkich błahostkach :p.

Jutro rozładunek i plan jest taki żeby mnie zciągnąć z powrotem krajówką do Poznania, gdzie załaduję do Czech. Później powrót do Polski i zasłużone wolne. Należy się!


Wysłane z iPhone'a

niedziela, 24 kwietnia 2011

Czas pracy.

Zauważyłem, że część publiczności odwiedzająca tego bloga to przyszli kierowcy. Nie zapominajcie o tym, że w sposób jaki przedstawiam ten zawód jest oparty na tym jakie ja mam do niego podejście. Czyli generalnie uwielbiam to. Są momenty w których człowiek ma dość tych wszystkich małych szczegółów, które robią tak że ta praca może stać się bardzo nieznośna lub nawet tymczasowym więzieniem, ale póki co wszystkie inne sprawy, w moim przypadku, dostarczają mi dużo pozytywnych i niepowtarzalnych przeżyć. Stale podróżując poznaje obyczaje innych nacji, wczuwam się w nastrój każdego kraju i pozwala mi to bardziej poczuć rzeczywistość w jakiej żyje ludzkość. Chciałbym tak zwiedzić cały świat choć nie jestem pewny czy mi się to uda. Jadąc na parę dni wakacji raz w roku w miejsca turystyczne nie daje podobnej perspektywy.

W Europie jedną z beznadziejnych rzeczy jaką wymyślili urzędnicy to czas pracy, jazdy i odpoczynku kierowcy.

A więc wygląda to tak:

Dzień pracy.
Można przejechać 9 godzin dziennie. Dwa razy w tygodniu można wydłużyć tę czynność do dziesięciu godzin. Na jeden raz nie można prowadzić dłużej niż 4 godziny i 30 minut. Trzeba obowiązkowo zrobić przerwę 45 minut na odpoczynek po 4h30min jazdy. Tę przerwę możemy sobie podzielić na dwie części: 15 minut minimum plus 30 minut i obowiązkowo w tej kolejności. W przypadku gdy zdecydujemy się na wydłużenie czasu jazdy do dziesięciu godzin nie będziemy mieli wyjścia i będziemy musieli zrobić dwie przerwy po 45 minut.

Jedną z bardzo ważnych rzeczy jest czas pracy. Jest to 15 godzin od momentu rozpoczęcia zmiany (dnia pracy) kierowcy. Czyli zaczynając jazdę o godzinie siódmej rano, będę mógł pracować do dziesiątej wieczorem. Ujmę to inaczej : od momentu zaczęcia zmiany mamy dokładnie 15 godzin żeby wykorzystać 9 lub 10 godzin jazdy robiąc obowiązkowe przerwy. Później obowiązkowo 9 lub 11 godzin odpoczynku dobowego. Bo czasami tak bywa szczególnie w dni kiedy jest się na załadunku lub rozładunku. Spędzimy pod rampą sporo czasu i automatycznie skróci to nam czas na jazdę. Czasami nawet czas pracy skończy się jak jest się pod rampą i wtedy magazynier nie jest za bardzo zadowolony bo zablokujemu mu rampę. Odpoczynek po każdym dniu pracy to 11 godzin które 3 razy w tygodniu można skrócić do dziewięciu godzin.

Tydzień pracy.
Jechać możemy 6 dni. W jedym tygodniu możemy prowadzić maksymalnie 56 godzin co jest logiczne : 4 x 9 + 2 x 10 = 56. Jest jeszcze zasada która mówi że godzin jazdy w okresie dwóch tygodni nie może być więcej niż 90. Także jeśli w jedym tygodniu wykorzystamy 56 godzin, w drugim tygodniu zostanie nam tylko 34 godziny.

Przepisów a przepisów co? Jakby tak ktoś kto się w ogóle nie interesuje tą branżą spojrzał na to z boku z pewnością powiedziałby : trzeba nieźle główkować żeby wiedzieć kiedy jechać a kiedy nie. Ale to nie wszystko!

Odpoczynki tygodniowe.
Po maksymalnie sześciu dniach jazdy musimy zrobić pauzę tygodniową minimalnie 45 godzin. I tę pauzę można również skrócić do 24 godzin jeden raz na 2 tygodnie. Ilość godzin o które skróciliśmy mamy obowiązek oddać w ciagu 3 tygodni. W sposób jaki oddaje się godziny: muszą być oddane jednorazowo i dołączone do normalnego (nie skróconego) odpoczynku dobowego lub tygodniowego.

Przykład:
Zrobiłem skróconą pauzę tygodniową która trwała 36 godzin. Za tydzień będę musiał zrobić minimalnie 45 godzin przerwy. Teraz 45 - 36 = 9 godzin które muszę oddać w ciągu 3 następnych tygodni. Mogę je zwrócić w tygodniu dołączając je do 11 godzinnego odpoczynku dobowego lub do 45 godzinnego odpoczynku tygodniowego. Czyli jak w tygodniu wykręcę 20 godzin lub w weekend 54 godzin, godziny odpoczynku które wisiałem będą oddane. I mamy na to 3 tygodnie.

Ufffffffffffff. Można się w tym nieźle pogubić. Jeśli źle coś zinterpretowałem proszę doświadczonych kierowców o poprawki.

Także widzicie, dużo rzeczy ogranicza jazdę, do tego jeszcze zakazy ruchu ciężarowego w niedziele i różne święta i przede wszystkim inne w każdym kraju. Wychodzi z tego niezła dżungla. Zastanawiam się czemu urzędnicy zrobili tak żeby transport w Uni Europejskiej był tak mało prężny. Ma to ogromny wpływ na ceny i przede wszystkim na życie kierowcy. Bo to on jest tym ogniwem na które wszystko spada. On tym żyje codziennie.

Na zdjęciach :
Urządzenie zwane 'Punchem', które moja firma używa do wysyłania mi zleceń i szpiegowania mnie. Jest też przydatna funkcja która liczy mój czas pracy, jazdy i odpoczynku.

Zdjęcie 1. Podsumowanie tygodniowe :
1. Czas jazdy w tym tygodniu.
2. Ilość dni z jazdą na 10 godzin.
3. Czas jazdy przez ostatnie dwa tygodnie.
4. Nie wiem co oznacza to pole :D.
5. Odpoczynek tygodniowy
6. Ilość skróconych odpoczynków dobowych w tym tygodniu

Zdjęcie 2. Podsumowanie dnia.
1. Czas jazdy.
2. Czas pracy inny niż jazda.
3. Czas w trybie czuwania (używany w podwójnej obsadzie gdy jeden kierowca siedzi a drugi prowadzi)
4. Suma jazdy z pracą.
5. Ilość czasu który upłynął od początku zmiany ( czas pracy makymalnie 15 godzin).

Zdjęcie 3. Stoję już 21 godzin!

czwartek, 21 kwietnia 2011

Powrót do kraju w wolnym tempie.

A miało być tak pięknie.

Hiszpania, ciut przed Madrytem, malownicze miasteczko Torija. Typowy owoc naszej współczesnej gospodarki. Historia pomieszana z nowoczesnością. Mury tego miasta zapewne wiele widziały, budynki w centrum miasta na pewno liczą parę setek lat. Zauważyłem to jak zjeżdżałem z autostrady. Ciut dalej, na szczeście, po drugiej stronie: strefa przemysłowa. Wyglądają one wszędzie tak samo. Magazyny, znane szyldy firm logistycznych takich jak DHL, UPS itd itp oraz magazyny innych korporacji, którym przez swoją wielkość bardziej opłaca się prowadzić swoją własną sieć dystrybucyjną. Większość miasteczek przy autostradach i w okolicach dużych skupisk ludzi, takich jak Madryt, wyglądają podobnie. To wszystko żeby zapewnić stałą sięć zaopatrzenia dla nieświadomych konsumentów. Ta rzeka nigdy nie może przestać płynąć. Według mnie w tej nowoczesności jest coś co szpeci i przyszkadza. Za każdym razem mam to samo uczucie gdy jadąc przez pustkowia zbliżam się do osad ludzkich. Jest coś nienaturalnego w tych budowlach które nie są kompatybilne i wcale nie pasują do krajobrazu. Te stare budowle o wiele lepiej zlewają się w całość widoku. No ale cóż, człowiek wymyślił sobie nową religię : dobrobytu i postępowości a o formę coraz mniej ludzi dba. Choć nie powiem, czasami jak wjadę w ogromną strefę przemysłową też jestem zafascynowany potęgą tego co człowiek potrafi zrobić. Słowem mówiąc : błąkam się w moich myślach. Jak zwykle!

Wczoraj od samego rana zastanawiałem się gdzie dalej wyślą mnie i mojego Dafa. Scenariuszy nie brakowało. Jeszcze we wtorek była mowa o Francji, rano zmieniło się na Belgię, około jedenastej spedycja pracowała nad ładunkiem do Włoch a jak już stałem pod rampą i zciągali z plandeki towar ożywiła mnie wiadomość o wyprawie do UK. Na bieżąco, za każdym razem układałem sobie w głowie scenariusz. Inaczej nie potrafię. To ta moja niebieska strona. Wszystko planuję, układam , analizuję a jak już przyjdzie co do czego REALIZUJĘ. Tak więc gdy usłyszałem słowa Francja i Belgia: luz tam mniej więcej wiem co i jak. Wiem gdzie stanąć, znam czas przejazdu między miastami: łatwizna. Włochy wywołały ciut więcej niepokoju ( tego dobrego); wszakże byłem tam samochodem ciężarowym tylko 2 razy więc nie wszystko mam jeszcze obcykane. Natomiast Wielka Brytania włączyła u mnie tryb szybkiego myślenia. Tam jeszcze nigdy nie prowadziłem pojazdu, czyli byłoby to coś całkiem nowego. Do tego popłynąć sobie promem, oj tak! Od czasów Nowej Funlandii jeszcze tej radości nie doznałem. Ogarnęła mnie podobna forma podniecenia oraz lęku jaki miałem gdy pierwszy raz ruszałem w trasę jako świeżo upieczony kierowca. To właśnie najbardziej mnie stymuluje. Wtedy zapominam o wszystkich moich utrapieniach. Chęć przygody ale również dawka nieznanego i zdrowego strachu. Wiadomo że jak zaczynałem wszystko było trudniejsze bo nie czułem się dobrze za kierownicą. Teraz ten problem mam z głowy. Chociaż? Jechać lewą stroną zestawem ? Tego jeszcze nie doświadczyłem więc tym bardziej tego bym chciał! Zawsze sobie mówię żeby sobie dodać otuchy : jeśli inni kierowcy tam pojechali i dali radę nie widzę dlaczego ja miałbym sobie nie dać rady.

I tyle z tego wyszło. Okazało się że wyżej wymienione części Europy nie wypaliły, bo dostałem zupełnie nieoczekiwanie ładunek do kraju. Dziwny ze mnie kierowca nie? Do kraju i się nie cieszy? Nie no, cieszę sie, cieszę! Tylko że moje myśli oddaliły się dość daleko w innym kierunku. Więc powrót do kraju będzie łatwy. Zero wysiłku, jedyne co to będę blokowany przez beznadziejne zakazy. Ładuję w piątek rano i mógłbym już w niedzielę być w ojczyźnie ale cóż. Przepisy przepisami więc przekroczę granicę dopiero w środę rano. DRAMAT.

Wczoraj ze względu na zakazy jakie obowiązywały w okolicach Madrytu nie mogłem jechać tą samą drogą z powrotem na północ autostardą, tylko musiałem przebijać się lokalnymi drogami. I bardzo dobrze! Już nigdy do Madrytu nie pojadę autostardą! Raz że więcej górek a dwa że odkryłem piękną część Hiszpani. Oto parę zdjęć.

A i dla zainteresowanych ze względu na to że mam dostęp do WIFI dorzuciłem parę zdjęć z Paryża do posta pod tytułem "Paryż za jedyne 10.30E"

 A2- na północ od Madrytu

 A2 - dalej na północ

 N111 w drodze do Almazan

 Dziś rano N121A w drodze na Irun




wtorek, 19 kwietnia 2011

38 sekund mnie.

Oto link do filmiku który wysłałem na maila do dragonfly.tv. Dzielę się nim z Wami i czekam na Wasze zdania i uwagi. Nagrałem go na spontanie podczas dojazdu pod firmę dziś po południu. Znaczy układałem sobie w głowie mniej więcej co chciałem przekazać już od wczoraj i tak wyszło. Zwlekałem z zaczęciem nagrania aż w pewnej chwili mnie naszło i tyle. 30 sekund to bardzo mało a równocześnie dużo. Bez kłamania zrobiłem dokładnie 7 podejść żeby zatrzymać się na tej ostatecznej wersji. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)

Jestem już pod firmą gdzie mam rozładunek dopiero jutro o 12:30 i niestety nie mają ochoty mnie dziś zrzucić. Szkoda, bo jutro będzie nerwówka, w Madrycie na drogach wyjazdowych już od godziny 16 jest zakaz dla aut ciężarowych i jeśli mi się nie uda uciec wcześniej będę kiblował aż do 22. Ładunków jutro jest sporo, więc z tym nie będzie problemu, a spedycja pracuje nad załadunkiem na północy Hiszpanii jutro wieczorem(już tam raz ładowałem) więc jakby to wypaliło to mógłbym nawet bocznymi drogami uniknąć Madryt. I Później kierowałbym się na Francję gdzie wykręciłbym normalną pauzę weekendową. Vamos a ver. Hasta luego!

Wysłane z iPhone'a

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

15 minut rozmowy

Pierwszy raz telefon odezwał się w piątek pod wieczór. Prowadziłem, więc poprosiłem czy byłoby możliwe przełożyć rozmowę na ciut później. Przemieszczałem się przez terytorium wszelakich szorstkich przepisów i mandatów, czyli przez Niemcy. Ruch był dość duży więc nie chciałem ryzykować. Tego dnia już nikt nie zadzwonił. Zacząłem myśleć że źle zrobiłem, bo w końcu nie codziennie odbiera się telefony z firmy zajmującej się produkcją programów do telewizji!

Dziś zadzwonili ponownie. Uffff. Znów prowadziłem, tym razem po obwodnicy w Bordeaux (coś w tym mieście jest hahaha). Postanowiłem rozmawiać mimo tęgiego ruchu. Miła Pani zadawała sporo pytań typu: dlaczego lubię jeździć, co mnie najbardziej wkurza w mojej pracy itd itp. Zapytała mnie nawet o różnicę między kanadyjskimi kierowcami a polskimi. Jest ich wiele. Właśnie! Dobry temat na posta :D. No ale dobra, rozmowa zakończyła się na tym że przechodzę do następnej rundy. Mam teraz nagrać krótki film za pomocą telefonu i 'sprzedać' się w nim. Zaczynam mieć stresa. Cóż takiego mogę powiedzieć o mnie co przyciągnie ich uwagę? Zaczynam się drapać w głowę ale malutki pomysł już mam. Najlepiej będzie jak wyślę im ten film do końca tygodnia. No i chyba tak zrobię.

Powiem Wam szczerze że nie jestem wielkim fanem i zwolennikiem telewizji. Od pewnego czasu drastycznie zmniejszyłem godziny spędzane przed tą magiczną skrzynką: już prawie 5 lat oglądam tylko wiadomości i sporadycznie jakiś serial. Zdałem sobie sprawę że będąc w niewłaściwych rękach, telewizja bardzo skutecznie potrafi manipulować ludzi. Zresztą komercyjne stacje radiowe również. O co mi chodzi: starając się dostać do World's Toughest Trucker, strasznie kręci mnie myśl przygody i zwiedzenia różnych części świata. Na byciu w TV wcale mi aż tak bardzo nie zależy, tym mniej na jakiejkolwiek formie sławy. Ja nie z tych ludzi. No ale przygoda i świat? Zobaczymy czy moja osoba ich zainteresuje i przede wszystkim czy dobrze się sprzedam.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Paryż za jedyne 10.30€.

Bo tyle mnie kosztował przejazd w tą i z powrotem pociągiem podmiejskim RER. Na jedzenie dzisiaj nic nie wydałem: od pewnego czasu stosuję podejście dietetyczne 'Stop, Eat, Stop' i dzisiaj wypadał dzień Stop. Wypiłem zatem rano czarną kawę, wpakowałem w plecak butelkę wody, muza na uszy i o 8:30 ruszyłem z buta do najbliższej stacji. A kawałek było: szedłem dobrym tempem prawie godzinkę żeby dostać się do miasteczka Souvillier. Pociągi do Paryża nawet w niedzielę kursują co 30 minut! Nie czekałem zatem zbyt długo: ledwo co zdążyłem kupić bilecik w automacie i wejść na peron a pociąg już po cichu wjeżdżał na stację. Jazda koleją czy to w Polsce czy we Francji zawsze sprawia mi ogromną frajdę. Tym bardziej w pociągach podmiejskich można anonimowo wczuć się w atmosferę danej metropolii. Nacji w Paryżu nie brakuje. Dla mnie to w nic nowego : w Montrealu też jest masa ludzi ze wszystkich części świata. Jednak w Paryżu czuć dość wyraźną obecność czarnej oraz arabskiej Afryki (w Montrealu jest większa obecność Ameryki łacińskiej). 40 minut jazdy i wysiadłem na Gare de Lyon w Paryżu. Dzień był piękny. Snując się po ulicach przyglądałem się jak miasto się budzi.
Chodziłem tam gdzie moje oczy miały na to ochotę. Tym sposobem zboczyłem z turystycznego szlaku i znalazłem się w wąskich uliczkach. Przyglądałem się spokojnemu niedzielnemu życiu jakie tutaj się prowadzi. Tu lampka wina do śniadania w malutkiej restauracji która ma 4 stoliki, lub dalej stragan ze świeżymi warzywami. Wszystkie inne sklepiki były pozamykane ale ilość ich jest zaskakująca. Później udałem się w kierunku znanych obiektów i wiadomo: napotkałem tłumy turystów. Już nie było tak fajnie ale cóż będąc tutaj nie mogłem nie iść pod wieżę Eifla. W jeden dzień nie da się wszystkiego zobaczyć ale mimo to zadowolony jestem z wycieczki. Dzień minął mi błyskawicznie i nie nudziłem się ani chwili. Niezły kontrast z śmierdzącym parkingiem przy autostradzie nie? Jutro rano jak tylko na tachografie wyskoczy mi 45h (o 9:23AM) podnoszę kotwicę i jadę dobrze znanym mi już szlakiem na południe. Tym razem w okolice Madrytu.







Relaks pod wieżą Eifla.







Les Tuileries






Stacja paliw w środku miasta. Takiego czegoś jeszcze nie widziałem !








Hotel de ville czyli ratusz.

piątek, 15 kwietnia 2011

Tydzień w trasie, tydzień w kraju.

Ale ta nasza Polska jest fajna. Nie wszędzie drogi są w dobrym stanie, oznakowania często potrafią wprowadzić człowieka w błąd (szczególnie te które wskazują objazdy zamkniętych dróg dla ruchu ciężarowego) ale mimo to kręcąc się częściej po kraju i w różnych jego regionach, zauważam wiele zmian na lepsze. Coraz więcej miast ma obwodnice, coraz więcej dróg ma lepszą nawierzchnię i jazda powoli zaczyna być bardziej znośna. Wczoraj utrzymałem przeciętną prędkość ruchu na poziomie wyższym niż 60km/h i wcale nie jechałem w nocy. Do tego w niektórych firmach ludzie naprawdę są ok i szanują kierowców.

Wczoraj ruszyłem ostro o 14:45 załadowany 23 tonami drzewa. Z tym ładunkiem były jaja od samego początku. Miał być gotowy w środę żebym mógł spokojnie podjechać na czwartek niedaleko Choszczna i na luzie rozładować. Oczywiście załadowali dopiero w czwartek i lipa. Cały plan mógł nawalić. Nie zapominajmy że mam już nagraną Hiszpanię którą ładuję w piątek i mam awizację na 10:30. Na takie załadunki lepiej się nie spóźniać. Spedycja coś tam zdziałała i powiedzieli żebym jechał i o której bym nie dojechał to mnie i tak tam wezmą na rozładunek. Nie chciało mi się w to wierzyć no ale dobra i tak już się w tym tygodniu wystałem więc ogień. Byłem na miejscu o 22:50. Po drodze trafiłem na zamkniętą drogę przed Gorzowem Wielkopolskim (zderzenie czołowe i niestety wypadek śmiertelny), pojechałem z chłopakami na objazdy i wtedy właśnie najbardziej podoba mi się rolę jaką odgrywa radyjko CB. Wszyscy sobie raczej pomagają. Po drodze trafiliśmy na most o wysokości 3.1 metra, który też trzeba było objechać. Na każdym kroku prowadziły nas auta jadące z naprzeciwka a my robiliśmy to samo dawając im wskazówki jak już objazd dobiegał końca. W firmie był wózkowy który rozwalił mnie w 25 minut. Byłem zdziwiony. Później podjechałem sobie do Stargardu Szczecińskiego i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ochroniarze wpuścili mnie na zakład już grubo po północy i co więcej: wskazali mi rampę pod którą mam się wycofać.
- Pan sobie zrobi pauzę a oni rano sobie zaczną ładować kiedy im to będzie pasowało.
Wszystko na legalu. Jak firma chce to potrafi ułatwiać życie kierowcom i wszystko idzie szybko, sprawnie a co najważniejsze wszyscy są zadowoleni.

Już mam CMRkę z adresem w Hiszpanii. Czekam jak tylko skończy się moja pauza i jedziemy. Będę się starał wylądować w sobotę popołudniu pod Paryżem i tym razem jak będzie ładna pogoda wypadu do tego miasta nie odpuszczę!

Zdjęcia :

1. Załadunek w czwartek.
2. Droga krajowa nr 33 Kłodzko.
3. Droga krajowa nr 3 za Lubinem jadąc na północ.
4. Droga krajowa nr 3 Lubuskie.
5. W Polsce też zaczyna przyjmować się tryb myślenia że 'Bigger is better'.

środa, 13 kwietnia 2011

Żeby wszystko było jasne.

Jest dużo kierowców. Jedni są z powołania, pasji, inni z przymusu lub dla kasy a jeszcze inni bo tak im wyszło w życiu. Według mnie najbardziej trafne jest stwierdzenie że każdy kierowca ma z tego wszystkiego po trochu. Mi też czasami nie chce się wyjeżdżać albo psioczę że wykonuję pracę niewolnika którą mało kto docenia. Nie lubię oceniać żadnego z tych typów kierowców i wybierać który jest lepszy lub gorszy. Dla mnie fachowcem jest ten który jeździ ostrożnie i dobrze potrafi ocenić ryzyko jakie stanowią ruch drogowy oraz inni kierowcy. Reszta zależy od tego co kto lubi robić. W naszej branży mając doświadczenie kierowca znajdzie sobie pracę która będzie mu najbardziej odpowiadała.

Próbowałem już parę tych wariantów.
Przez trzy lata bywałem co weekend w domu i zarabiałem niezłą kasę. Później gdy życie postawiło mnie w dziwnej sytuacji postanowiłem spędzać jak najwięcej czasu w trasie bijąc wszystkie ustalone wcześniej rekordy. Nie chciałem zjeżdżać do domu bo prostu nie miałem po co. Dalej nie mam, odkryłem natomiast że długie podróże i chęć przygody wywołują we mnie uczucie pewnej formy satysfakcji. Czuję się wtedy przydatny całemu bałaganowi jaki nazywamy ludzkość i wydaje mnie się że robię coś pożytecznego. Kiedy moje bliskie otoczenie stwierdziło że zaczynam stawać się dzikusem spróbowałem pracy która pozwalała mi być codziennie w domu. Wytrzymałem tylko 4 miesiące. Wróciłem na szlak z jeszcze większym przekonaniem że prawdziwe życie dla mnie jest tu na drodze. W dużych poważnych firmach jest miejsce dla każego typu kierowcy. Wiem że często wracam do tej jednej firmy ale Leger był idealnym tego przykładem. Byli tam kierowcy którzy dymali Kalifornię, inni co jeździli cały czas w to samo miejsce i nie chcieli słyszeć o jakiejkolwiek zmianie. Byli i tacy co nie wystawiali nosa dalej niż 100km od Montrealu i w ogóle nie opuszczali granic prowincji Québec. W Miratransie zdążyłem już poznać trochę kierowców i żaden nie mówi że psuje im pracę. Większość z nich zjeżdża do domu co półtora, góra dwa tygodnie. A spotkałem już też paru takich którzy siedzą na przerzutach po 3 tygodnie i im to nie przyszkadza. Nie mogę zapomnieć kierowcy, już nie pamiętam z jakiej firmy, który powiedział mi że siedzi na zachodzie 2 miesiące i chce jeszcze z miesiąc bo mu tak pasuje. Jak mu pasuje to co mi do tego? W transporcie każdy kierowca w obojętnie jakiej firmie musi walczyć o to na czym mu zależy. Trafiliście na blog kierowcy który lubi podróżować i jak na razie nie zależy mi na czasie spędzonym w domu. Jak zaistnieje taka potrzeba to albo szef się zgodzi na moje warunki albo zmienię firmę. Prowadząc ten blog staram się pokazać jak najlepiej potrafię ułamki z życia kierowcy i dość często zaznaczam że rozumiem też tych których nagli do domu i że na ich miejscu prawdopodobnie wkurzałbym się jeszcze bardziej niż oni.

Nie miałem żadnego konkretnego celu zakładając tego bloga, odpowiedziałem jedynie na ciekawość widzów z YouTube którzy się tego domagali. Teraz jedak chciałbym tutaj sprowadzić jak największą liczbę osób i nie tylko kierowców żeby zwrócić uwagę na pracę i poświęcenie kierowcy. Może jak większa ilość ludzi zacznie sobie z tego zdawać sprawę zaczną nas troszeczkę inaczej traktować, inaczej o nas myśleć i kto wie. Może kiedyś razem się wszyscy zbierzemy do kupy i razem odniesiemy jakiś sukces.

Tyle myśli i moich poglądów. Dzisiaj ujechałem całe 200 km. Dzień zanosił się ciekawie. Znaleziono mi krajówkę w okolice Szczecina, jednak w miejscu załadunku (Żelazno niedaleko Kłodzka) okazało się że towar będzie gotowy jutro. Tydzień mozolnego trybu pracy. Ale to ode mnie nie zależy. Zanotowałem sobie tylko w głowie żeby następnym razem wziąć więcej niż jedną książkę w trasę. Najważniejsze że w piątek ładuję Hiszpanię i będę miał tydzień spokoju. Fakt że święta spędzę tu w kabinie ale to dla mnie nie nowość. Przez ostatnie 3 lata miałem już wigilię i 2 noce sylwestrowe w podobnym stylu bo sam tak zdecydowałem. Mimo że nie jestem gorliwym katolikiem potrafię w jakiś sposób zaznaczyć te ważniejsze dni w naszej kulturze i robię to w moim własnym stylu.

No i na koniec jeszcze raz dziękuję za poprawianie moich błędów. Poprawiam je na bieżąco :) i trochę się przy tym wstydzę :p.

Wysłane z iPhone'a

wtorek, 12 kwietnia 2011

Weekend na początku tygodnia.

Minęły już prawie 24 godziny od momentu kiedy zrzuciłem towar. Już wczoraj układano różne scenariusze na temat tego gdzie mam jechać dalej. Zaznaczyłem na spedycji że dla mnie im dalej tym lepiej. Miały być niby Włochy ale później zadano mi pytanie czy chciałbym pojechać do Hiszpani. Hiszpania to chyba dalej niż Italia nie? Jasne że tak. Więc po co te dziwne pytania. Sęk w tym że ten towar idzie ze Stargardu Szczecińskiego więc trzeba mnie zciągnąć najpierw do kraju. Ta rozmowa miała miejsce o 9 rano. Poźniej był jakiś plan z ładunkiem do Austrii ale po krótkiej analizie zwiększało to ryzyko że nie zciągną mnie na piątek żeby załadować tę Hiszpanię. W sumie niezły tajfun musiał dzisiaj panować na spedycji. Chyba nikt nie chce wziąć tego ładunku bo napewno nie wróci się na święta do domu. Cóż, ja tam mogę jechać, tylko narazie niech mnie stąd wyciągną. Dobrze że mam ze sobą książkę która ma 1000 stron. Jestem już na stronie 300 ... O 16 telefon dalej milczał więc zrozumiałem że stoję tutaj do jutra. Porażka, stać 100km od kraju.

Z newsów powiem Wam że otrzymałem maila z dragontv i nie wiem co mam myśleć ale sądzę że jest on bardzo pozytywny. Jeszcze nie ma nic oficjalnego ale chyba wszystko jest, tak mi się wydaje, na dobrej drodze. Jakby to wypaliło to ja chyba normalnie zejdę :).

I tyle, sterczę sobie na jakiejś zakurzonej stacji paliw na drodze krajowej w Czechach, próżnuję i wymyślam różne zajęcia dla zabicia czasu. Na koniec mała informacja techniczna: jeśli stoję w miejscu, usługa latitude nie aktualizuje mojej pozycji no bo po co. To że teraz widać np. "24h ago" znaczy że stoję w tym samym miejscu od tylu godzin. Albo że zdecydowałem się wyłączyć całkowicie gps ale to już całkiem inna sprawa :D


Wysłane z iPhone'a

niedziela, 10 kwietnia 2011

Wrocław miastem technicznego absurdu.

Na bazie w Sierpowie byłem o 5:20 rano. Mimo że większość rzeczy wpakowałem w auto wczoraj, dziś ze sobą przywiozłem jedzenie które trzymam w lodówce. Miałem zabrać ze sobą kierowcę który zostawił swoje auto w czwartek niedaleko Poznania i na weekend wrócił do domu okazją dlatego wolałem być trochę wcześniej żeby wszystko ogarnąć i zrobić mu miejsce na jego toboły. Znając życie napewno weźmnie ze sobą niezły majdan. Nie myliłęm się :)

Zawsze jak wyjeżdzam mam uczucie że czegoś zapomniałem. Czasami coś ważniejszego lub mniej. Tym razem zapomniałem ścierki którą zawsze podkładam pod talerz lub deskę kiedy gotuję. Niby głupi szczegół ale skomplikuje mi to utrzymanie porządku w kabinie. Cóż, postaram się gdzieś w nią zaopatrzyć zanim opuszczę kraj.

Z Poznania podróż drogą krajową nr 8 szła wyśmienicie. To jest do momentu kiedy przypomniałem sobie że przede mną Wrocław. Tak, piękne miasto. Nie wiedziałem że wrocławscy urzędnicy aż tak bardzo dbają o jakość życia w tym mieście i o płynność ruchu na ulicach. Jeśli przyzwocie ubrane panie oraz panowie w krawatach (urzędnicy) sądzą że wyeliminowanie ruchu ciężarowego w godzinach szczytu oraz w nocy poprawi jakość życia we Wrocławiu to skromnie, według mnie :  popatrzcie dalej niż koniec Waszego nosa.

Samochody ciężarowe mają zakaz wjazdu na ulice tranzytowe czyli drogi krajowe Wrocławia w godzinach : od 6:00 do 9:00, 13:00 do 19:00 oraz od 22:00 do 4:00. Czyli generalnie zostawia to 9 godzin na dobę w których wyżej wymienione auta mogą poruszać się przez to lub w tym mieście. Chciałem przypomnieć że transport jest jedną z ważniejszych części całej gospodarki więc jeśli ograniczamy ruch w danym rejonie ma to ogromny wpływ na wydajność wszystkich firm w okolicy i nie tylko. Dodam jeszcze że błedne jest myślenie że ruch ciężarowy korkuje drogi. Korki są powodowane natężeniem ruchu a samochodów osobowych jest proporcjonalnie dużo więcej niż aut ciężarowych. Więc jeśli przeciętny Kowalski śpieszący sie do pracy wkurza się że Tir przed nim powoli startuje i nie ma go jak wyprzedzić to niech najpierw pomyśli o tym że w tej właśnie naczepie mogą być pieluchy dla jego potomstwa albo części do auta które pucuje co weekend na myjni. Wydaje mi się że ludzie nie zdają sobie sprawy co stoi za całym dobrobytem w którym żyjemy. Transport rzeczy jest jednym ogniwem tego systemu a tych ogniw jest dużo więcej.

Tak więc miałem wybór : stanąc przed Wrocławiem o godzinie 3 PM i zrobić pauze do 19 czekając na okienko lub przedłużyć sobie drogę o 50 km i objechać cały ten bałagan. Wiadomo którą opcję wybrałem :D. Czas pracy naglił mnie bo musiałem najpóźniej skończyć jechać o godzinie 9 PM więc jeśli ruszyłbym o 19 z przedmieść Wrocławia szanse żebym dotarł do Kudowy oddalonej o 130 km dalej były słabe (bo ja zawsze chcę dojechać jak najdalej się da). Pojechałem sobie dookoła. Lepiej ciut dłużej ale lepiej być pewnym. Trochę zwątpiłem zapuszczając się na drogi z trzycyfrowymi numerami, ale w sumie nie żałuję niczego. Zero korków, piękne widoki i zwiedzanie części mojego kraju której jeszcze nie widziałem. REWELACJA.

Na granicy z Czechami stawiłem się o godzinie 19:10. Chciałbym również zauważyć że będąc osobą która stara się myśleć o naszej biednej planecie rzucam apel dla ekologów z Wrocławia. Pomyślcie sobie, ile dzisiaj paliwa więcej spaliłem omijając Wrocław i jadąc krętymi drogami, ile więcej dwutlenku węgla wyrzuciłem w atmosferę i tę liczbę można pomnożyć o ilość samochodów która ze względu na beznadzienje przepisy, muszą omijać to piękne miasto... dopukie nie skończą obwodnicy :D

Chyba ostro pojechałem co ?

Na sam koniec powiem Wam że droga krajowa nr 8 między Łagiewnikami a Kudową to czysta poezja. Jechałem kiedyś tędy ale padał deszcz i było mgliście. Natomiast dzisiaj... odkryłem kolejną część naszej pięknej Ojczyzny.

Zdjęcia :

1 : Droga krajowa nr 39 między Namysłowem a Brzegiem
2: Droga krajowa nr 39 między Brzegiem a Strzelinem
3: Droga krajowa nr 8 przed Kłodzkiem


 

 

sobota, 9 kwietnia 2011

Moje początki jako trucker w Kanadzie.

Wczoraj zrobiłem krótką wizytę w Miratransie, byłem odebrać DAFA z serwisu, wstąpiłem również na myjnię i teraz spokojnie mogę ruszać w świat czystym składem. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu pani spedytor wręczyła mi 3 kartki. Był to list od widza z mojego bloga. Trochę mnie to zdziwło bo jest to według mnie bardzo nietypowa forma kontaktu ze mną. Nie chciałbym również żeby Miratrans było niepokojone z mojego powodu. Do tego na tym blogu z boku jest okienko które pozwala Wam wysyłać do mnie maile. Nie obiecuję że na wszystkie odpowiem ale będę się starał w miarę możliwości.

Nie mniej jednak owy list dał mi wspaniały pomysł na wpis do bloga. Poruszał on temat początków jazdy na samochodach ciężarowych; że na początku nie jest łatwo i to że jak ja teraz tak opisuję rzeczywistość wszystkim wydaje się że to piękne i łatwe. Wcale nie jest łatwe ale nie aż tak straszne. Trzeba mieć głowę na karku i dużo odwagi a reszta przyjdzie naturalnie.

A więc moje początki na truckach.

Zanim zacząłem jeździć, prawo jazdy na trucki miałem już od ponad roku. W teori na papierze miałem już rok doświadczenia ale w praktyce zero. Postanowiłem więc pojechać w trasę z kolegą Polakiem który zrobił prawo jazdy mniej więcej w tym samym czasie co ja. Jemu już się udało złapać jakąś pracę, oczywiście skłamał że ma doświadczenie ale firma w której jeździł jak to sam on mówił była oparta na kłamstwie. Bo faktycznie tam było przebojowo. Nigdy nie zapomne tego pierwszego wyjazdu. Można powiedzieć że obydwoje byliśmy zieloni bo Allan pracował zaledwie od dwóch miesięcy. Czyli nowicjusz uczył nowego nowicjusza! I co lepsze na początek jak kurs z Montrealu do Chicago. Chicago jest słynne z niskich mostów więc trochę się cykaliśmy. W tym wyjeździe miałem okazję doznać chyba wszystkich trudności jakie doświadcza kierowca. I nie chodzi mi tutaj o jazdę. Na granicy staliśmy chyba z 10 godzin, bo jakiś ładunek nie chciał przejść u celników, gigantyczne korki w Chicago, ciężki wjazd pod firmę oraz zła decyzja nawigacyjna i kluczenie po ulicach po których nie powinno się jeździć truckiem. Zaczęliśmy naprawdę wątpić kiedy gałęzie z drzew zaczęly szurać o kabinę i naczepę a jeszcze bardziej gdy przejechaliśmy ulicą pełną kafejek i tarasów. Ludzie w pewnym momencie zaczęli na nas wskazywać palcami : co oni tutaj robią ! W owych czasach nawigacje samochodowe jeszcze nie istniały, mieliśmy tylko adres i numer telefonu. Zawsze się dzwoniło i pytało o dajazd, ale wskazówki klienta nie zawsze okazywały się trafnymi. Wszakże nie każdy zdaje sobie świadomość że truck to nie samochód osobowy. Z tego pierwszego wyjazdu do domu wróciłem autobusem, bo zostawili nas na week end w Chicago a ja musiałem w poniedziałek iść do pracy.





Mój nauczyciel i guru - Allan.







Pierwszy truck Allana no i mój też pod barwami Goelandu, firmy opartej na kłamstwie która już nie istnieje.





Początki jeśli chodzi o jazdę. Wiedziałem że nie ma co zaczynać hardcorowo więc postarałem się o to żeby zacząć jeździć pod koniec lata. Też skłamałem że miałem doświadczenie, ale facet który mnie przyjmował podczas jazdy próbnej stwierdził że jeżdżę dobrze i od razu spytał się kiedy chcę zaczynać. W Kanadzie żadna firma nie przyjmuje kierowcy bez wstępnej jazdy próbnej. Także mając doświadczenie z jednego wyjazdu z moim świeżo upieczonym nauczycielem, ruszyłem samodzielnie z dwudziestoma tonami papieru na pace. Byłem nieźle wystraszony, ale jak później się o tym przekonałem droga do Ohio jest bardzo łatwa. Mój największy stres na początku to było cofanie oraz znalezienie miejsca na nocleg. Dlatego stawałem dość wcześnie, około piątej po południu żeby parkingi na truck stopach nie były pełne i żebym miał pole do manewrowania.

Oczywiście juz po trzech tygodniach zaliczyłem pierwszą stłuczkę ale jak to często bywa przez moją własną głupotę. Spuściłem hamulce, przypomniałem sobie że muszę iść na chwilę do kabiny z tyłu i truck stojąc na malutkim wzniesieniu potoczył się powoli do przodu i uderzył w murek. Sądziłem że moja kariera jako kierowca jest już skończona ale kanadyjski trucker który za pomocą łańcucha pomógł mi odgiąć błotnik który zawadzał koło zaśmiał sie i krzyknął : Don't worry : THEY NEED YOU ! ( Nie martw się, oni Ciebie potrzebują!) Z każdym tygodniem nabierałem coraz więcej doświadczenia i jazda zaczynała być coraz mniejszym stresem. Teraz bardziej martwiłem się o to że jadę w nieznane i czy oni znajdą mi ładunek żebym szybko wrócił do domu. Z tym też nie było problemu. W transporcie od razu dawali mi wycisk i jak poczuli że jestem w stanie siedzieć nieskończoną ilość godzin za kólkiem, uwierzcie mi, pracy nie brakowało.



No i przyszła pierwsza zima i pierwszy śnieg. Tego bałem się najbardziej. Na początku nie śmiałem nawet nikogo na autostradzie wyprzedzać, nie chciałem zjężdżać z czarnego mokrego pasa na biały ośnieżony. Jechałem równiótkim tempem, utrzymując ogromny dystans od pojazdu przede mną, każde hamowanie było delikatne i za każdym razem nerwowo patrzyłem w lusterka czy naczepa nie zaczyna uciekać mi w bok. Pierwszą zimę jakoś przeżyłem. Druga była już łatwiejsza a teraz ciągnę ogromną przyjemność z tego jak pada śnieg a jak sobie sunę jak niezatrzymywalny pocisk wyprzedzając wystraszone osobówki. Samochód ciężarowy jak jest ciężko załadowany bardzo ładnie trzyma sie drogi tylko trzeba pamiętać o tym że gwałtowne hamowanie równa się z rowem.

Tak, tak. To były początki. Sądzę że jeśli chodzi o jazdę to nabycie wszystkich umiejętności trwa około 6 miesięcy.

Tyle wspomnień na dziś! Dostałem odzew z dragonfly.tv, odesłałem im wypełniony formularz w którym chcieli dowiedzieć się więcej na mój temat i teraz mam czekać na odpowiedź. Zobaczymy czy mnie wybiorą.
 Jutro rano ogień o 6 rano i ruszam w trasę!

środa, 6 kwietnia 2011

W drodze do stutysięcznego wejścia.

Nie sądziłem że ten blog odniesie taki sukces. Dla mnie taka liczba widzów jest sukcesem. Nie myślałem że tym co mam do przedstawienia zainteresuję aż tak dużą liczbę osób. Owszem, wiem że dużo użytkowników wchodzi tutaj parę razy dziennie, co przyśpiesza licznik ale mimo wszystko cieszę się a jednocześnie jestem zaskoczony że w jakiś sposób zwracam Waszą uwagę na życie jakie prowadzę. Mam w tym swój skromny cel. Chcę przyczynić się do tego żeby ogólna percepcja tego zawodu w naszym kraju się zmieniła.

Obecnie korzystam z wolnego czasu w domu który już się kończy. Pozwoliło mi to odetchnąć, oderwać się od trybu pracy i zapomnieć o CMRkach, o czasie pracy i o ruchu drogowym. Lubię pracować, ale lubię również odpoczywać. Choć po 6 dniach coś zaczyna mi kiełkować. Hmmmmmmm, co teraz się dzieje na autostradzie w okolicach Paryża? Albo w fabryce gdzie nie aż tak dawno ładowałem towar? To wszystko jest zarejestrowane w mojej pamięci i zaczyna konkretnie wywoływać we mnie uczucie braku. Braku drogi, braku styku z miejscami w których już byłem. Już niedługo będę musiał chyba ruszyć w świat i znów stać sie nomadem. Ruszę jak tylko Daf wyjedzie z serwisu. Teraz podobno wymieniają katalizator. Zobaczymy czy to coś pomoże na niebieski dymek. Chyba będzie tak że pomału wymienią w nim wszystko i będzie nówka.

W wolnym czasie starałem się myśleć o Was i skleciłem dwa filmiki które możecie obejrzeć na YT. Powiem szczerze że mimo że mam jeszcze parę pomysłów na dalsze produkcje to powoli zaczyna mi brakować natchnienia co mam dalej kręcić. Moim dużym lękiem to stać się monotonnym i nudnym. Dlatego proszę Was o pomysły i sugestie. Będę zapisywał te które uznam za interesujące i w ten sposób dam Wam okazję na to żeby uczestniczyć w tym blogu.

piątek, 1 kwietnia 2011

California Dream.

Parę dni w domu i znów czas na dawkę wspomnień. Już ochłonąłem po ostatnim 3 tygodniowym wyjeździe w Europę. Tym razem przedstawię Wam magiczne miejsce którym jest Kalifornia.

Wiąże mnie z tym stanem wiele wspomnień, uczuć, myśli i marzeń. W sumie tylko jedno marzenie które ciągle tkwi mi w głowie. Pierwszy raz znazłem się tam w roku 1998 podczas pierwszych wakacji osobówką. Nie zdążyłem całkowicie na początku załapać całego ogromu tego miejsca; w mojej podświadomości tylko zakiełkowała odrobina ciekawości.

Jazda truckiem do Kaliforni dla kierowcy z doświadczeniem jest banałem. Jadąc tam pierwszy raz ciężarówką trochę się cykałem ale przygoda bez trwogi to nie przygoda. Jest parę reguł związanych z odległością osiek naczepy w stosunku do ciągnika ale nie będę tego tłumaczył bo Was zanudzę :).

Przejdzmy do konkretów. To ogromny stan. Są w nim wszystkie siły natury. Pustynia, wysokie góry, zimny ocean i ogromne przestrzenie. Drugi raz w życiu gdy przekroczyłem granicę tego stanu miałem okazję to zrobić oczywiście z moją najlepszą firmą : Leger. Wjechałem od północy. Już z daleka widziałem potężną górę która patrzy i czuwa nad tym co się dzieje dookoła granic Kalifornii. Mt-Shasta, piękna góra. Jednym z moich planów na przyszłość jest zdobyć jej szczyt.




I tak jadąc od północy myślałem sobie że jak tylko wjadę do Kaliforni będę już w ciepłych klimatach a tutaj ni chu chu :) Ciepła część Kaliforni znajduje się w centrum tego stanu ale nie aż tak ciepła :). Najpierw trzeba przejechać przez wysoką część Kaliforni. Zresztą taka cała ona jest. Otoczona z każdej strony żywiołem a w środku jest niepowtarzalny klimat.

 Od północy góry, od wschodu Nevada : sucha i gorąca pustynia a z drugiej strony zimny ocean. Ten stan jest spichlerzem północnej Ameryki. Plony zbierają tam 3 razy w roku. Głównie owoce i warzywa. Dlatego jeżeli jeździ się na Kalifornię to przeważnie na chłodni. Owoce rosną w centralnej części tego stanu. San Joaquin valley. Gdyby nie sztuczne nawadnianie pól, to miejsce byłoby pustynią. Cała dolina jest zasilana systemem kanałów wodnych czerpiących wodę z otaczających ją gór. Z jedenj storny Sierra Nevada mountains a z drugiej strony pasmo gór chroniące przed zimnym Pacyfikiem.



To jest zjazd z północy Kalifornii w kierunku San Joaquin valley : 

A tu przebijam się przez pasemko gór w stronę Pacyfiku. Góry nabierają kolorów jak tylko popada deszcz.
Te same góry wygładają inaczej gdy są suche i żółte lub zielone napełnione wodą i życiem.




I w końcu Pacyfik...










Mógłbym pisać dużo więcej na temat tego stanu lecz zatrzymam się narazie w tym miejscu :). Chcę żeby został tajemniczy i czarujący. Sądzę że i tak nie dałbym rady opisać wszystkiego w jednym wpisie. Pokazałem Wam zaledwie cząstkę tamtejszych klimatów. Jest wiele Kalifornii : tej od marzeń, metropolii, sławy, wyzysku itd itp. Podrózując mam okazję obserwować wiele rzeczy :)