poniedziałek, 27 lutego 2012

Powroty do Montrealu.

Okazało się że zamiast wyjazdu na Florydę firma zmieniła plan. Jadę bliżej i dopiero dziś po południu ale i tak będę musiał 'dymać' bo pierwszy rozładunek jest w Michiganie. Nie wiem dokładnie gdzie ale jest na jutro. Mam minimum 900km jazdy dziś ale po 401 w Ontario mogę jechać z zamkniętymi oczami. Skorzystałem więc z niespodziewanych kilku wolnych godzin i skleciłem w szybkim tempie film.

Tak mniej więcej wygląda każdy mój powrót do Montrealu. Na filmie niestety nie da się ująć zadowolenia, którego doznaję gdy dowożę towar do celu. Robi się człowiekowi jakoś lżej i z fajnym podkładem zasuwam do firmy. Mimo korków i fatalnego stanu dróg w tym mieście, mogę powiedzieć że lubię tutaj wracać, nawet żeby spędzić tę parę godzin wolnego :).


Floryda x2

A nawet x3 bo jadę tam znów jutro rano. W tej firmie ładunki chodzą parami i jak już się wpadnie w jeden cykl to trochę czasu na nim się spędza. Nie mam nic przeciwko, obym tylko zmieniał co jakiś czas te cykle. Na początku była British Columbia, później Arizona i teraz Floryda. Chętnie znów wybiorę się w tamtą stronę na południe, bo do Montrealu w końcu zawitała spóźniona zima. Śnieg i mróz a na Florydzie gorąco i słonecznie.

Choć jazda do tego stanu a nawet po nim nie jest aż tak różowa. Jak wcześniej pisałem wschodnie wybrzeże jest bardzo zaludnione. Sama jazda nie jest aż taka najgorsza jeśli ma się odrobinę doświadczenia i pojęcia jak zaplanować sobie przejazd. Najgorzej jest z parkingiem na noc. Są odcinki drogi, które tak samo jak na A2 w Niemczech są koszmarem kierowcy. Jeśli nie staniemy do godziny szóstej wieczorem, możemy mieć problem ze znalezieniem miejsca na nocleg. Truck stopy i dzikusy dość szybko się zapełniają.


Na Florydzie to już totalna masakra. Truck stopów jest ilość minimalna i nie zawsze są dobrze rozmieszczone, najczęściej z dala od dużych miast. Do tego w tym stanie wszystko jest tak dziwnie skonstruowane że dość ciężko w ogóle stanąć truckiem w innym miejscu niż pod firmą. Często ratowałem się tym w mojej karierze i w Stanach i w Europie, że gdy nie miałem perspektywy znalezienia miejsca na parking na autrostradzie, zjeżdżałem w pierwszą lepszą dzielnicę przemysłową i tam albo pod jakąś firmą lub w najgorszym wypadku stawałem na ulicy lub na poboczu.

Takie rzeczy nie na Florydzie. Przykład ostaniej firmy, w której robiłem dostawę w Kissimmee. Wiedząc że dookoła Orlando jest kicha z parkingiem, sprawdziłem sobie na internecie adres i podgląd satelitarny. Patrzę pod firmą jest wypasiony parking na minimum 50 aut. Myślę sobie: rewelacja, nie będę musiał się martwić i podjadę sobie spokojnie po popołudniowych korkach i wyśpię się pod firmą. Zajeżdżając jednak na miejsce napotkałem taką tabliczkę. Dramat. Zaparkowałem sie i tak, wziąłem dokumenty i poszedłem do ciecia na bramce. Mówi mi że wszystko fajnie, jutro rozładują o siódmej rano, ale przykro mu, nie mogę zostać tutaj na noc mimo że mam do nich towar. Na pytanie odpowiedział mi że taki jest przepis i nic więcej mu nie wiadomo. Pusty parking, towar dla nich ale każą mi się wynosić i nie pokazywać sie do rana. Czas pracy miałem już na wykończeniu, została mi około godzinka. I co teraz? Lokalny kierowca, który akurat się zjawił,doradził mi gdzie jest najbliższy truck stop, jakieś 40 km stąd. Dał mi nawet lepsze rozwiązanie. Wytłumaczył mi że parę km dalej jest ulica na której często robi dostawy . Jest tam duże pobocze przy  firmie i chłopaki zawsze tam jeżdżą spać. Udałem się więc na tą ulicę i tutaj kolejne rozczarowanie. Tabliczka ze znakiem: NO PARKING ALONG THE WAY ANYTIME czyli zakaz parkowania na poboczu. Mimo tego stał jakiś truck. Poszedłem znów zaciągnąć języka. Kierowca powiedział mi że czeka na dostawę do firmy obok i policja, która dość często tutaj patroluje, to toleruje. Ale niestety jeśli zostanę tutaj na całą noc to w końcu się przyczepią i wygonią. Lub gorzej wlepią mandat i wygonią. Powoli zaczynał trafiać mnie szlag. Jadąc na tą nieszczęsną ulicę wypatrzyłem małą stację benzynową i dostrzegłem tam jednego trucka przytulonego do krawężnika. Za nim było jeszcze miejsce dla mnie. Na stacji zapytałem się czy na pewno mogę tu zostać całą noc. Uzyskałem odpowiedź pozytywną. Ufffffffffffffff. Poziom stresu w dół. Siedząc z dwie godzinki biernie obserwowałem akcję toczącą się na stacji. Policja przejechała z pięć razy. Serio nie wiem co się dzieje z tym krajem.

Koniec narzekania. Mimo tego i tak się cieszę że znów jadę na Florydę. Termin mam trochę napięty ale bywa i tak, Dam radę. Pierwszy dzień będę prawdopodobnie miał problem z parkingiem bo będę jechał do wieczora ale jest to część mojej pracy i nic na to nie poradzę. Zawsze wychodzę z założenia że zawsze jakoś będzie i w końcu gdzieś stanę żeby się wyspać ;)

wtorek, 21 lutego 2012

Myśli Kierowcy.

Jadę, natura mojej pracy, życia jest taka że przemieszczam się nieustannie. Pęd, który bardzo dobrze odzwierciedla dzisiejszy stan ludzkości: szybciej, więcej, od razu i bez litości. Nie ma czasu na zastanawianie się, trzeba jechać przed siebie bo na towar, który wiozę zawsze ktoś czeka. Nie szkodzi że część lub większość i tak pójdzie na straty skutkiem marnotrastwa świata zachodniego. Ma być i koniec. Nie mogę być spóźnionym, nie lubię być spóźnionym, więc koła się kręcą i łomocą na każdym napotkanym wyboju.

W mojej duszy utrwalam miejsca, szlaki i widoki. Za każdym razem coraz lepiej drukują się w mojej pamięci. Muszę odświeżać je na żywo, nie tylko w wyobraźni. Gdybym przestał to robić zacząłbym odczuwać smutek i pustkę. Gdzieś w głębi mnie czuję że wszystkie miejsca, w których byłem, tętnią życiem. Ziemia przecież nigdy nie przestaje się kręcić. Chciałbym być wszędzie w każdej chwili. Dzięki wyobraźni i świadomości, przeżywam wschód i zachód słońca w tym samym czasie, będąc w jednym miejscu a myśląc o drugim lub o wielu z nich jednocześnie.

...właśnie, myśli. Nigdy od nich nie mogę się uwolnić.  Powinienem je kiedyś wyłączyć ale zawsze byłem inny...

Gdy jest mi źle lub bierze mnie nostalgia, oferuję sobie jazdę nocą przy niebie bez chmur. Patrzę po cichu na gwiazdy i myślę że z odrobiną szczęścia to samo światło, które teraz obserwuję dociera tam gdzie chciałbym być. Zdaję sobie sprawę z tego że niewiele znaczymy wobec ogromu wszechświata, który nas otacza. Rzeczywistość, stworzona przez ludzi bez większej wyobraźni, którzy reagują na prymitywne instynkty: chęć władzy lub posiadania oraz temu podobne, jest banalnie zabawna patrząc na nią z innej perspektywy. Ciekaw jestem jak to się wszystko rozwinie, czy z naszych etapów dotychczasowych, człowiekowi uda się zostać więcej niż śladem w wszechświecie i wynurzy się coś co przetrwa w nieskończoność. Chciałbym tu być za setki milionów lat żeby to zobaczyć ale póki co rozmarzyłem się i rozmysliłem. Wyrwała mnie z transu spadająca gwiazda: zawsze szeptam do siebie to samo życzenie. Dziś 21, zatem wszystkiego najlepszego.

niedziela, 19 lutego 2012

Mój system nawigacji.

Jestem typu, który lubi gadżety ale nie do przesady. Według mnie nawigacja to tylko system, który ułatwia życie kierowcy. Lepiej jednak nie ufać technologi do końca (bo była przecież skonstruowana i przemyślana przez człowieka) tylko umiejętnie ją używać. Zawsze mam ten schemat w głowie: mapa, nawigacja, wskazówki od innych oraz własny rozum i doświadczenie. Mapa nigdy nas nie zawiedzie no chyba że o nią nie będziemy dbać.



To najlepszy przyjaciel, który pozwoli nam ustalić plan jazdy z miejscowości do miescowści. Nawigacje są przydatne gdy szukamy adresu w mieście i wtedy zastępują nam mapy wszystkich miast co jest bardzo wygodne. Nie zawsze jednak da się tylko polegać na navi. Gdy dojeżdżam do celu i widzę że jest nieciekawie i mimo wskazówek otrzymanych od firmy lub od samego klienta gdy nie jestem pewny zatrzymuję się i używam ostatniej broni jaką mam: idę na piechotę zaciągnąć języka lub zbadać czy tam gdzie chcę wjechać dam radę dużym składem. W ostatnich paru latach tej techniki nie musiałem używać aż tak często ale mimo wszystko to mój taki klucz zapasowy ;)

Jazda za miastem jest dość łatwa. Cała checa w tej pracy to umiejętnie dojechać w miejsca załadunku lub rozładunku tracąc jak najmniej czasu i nie błądzić. Od kiedy mam nawigację, muszę przyznać że o wiele łatwiej mi się jeździ ale nigdy nie wybieram się w trasę bez mapy.


W moim ciągniku mam zwyczajnego Garmina na szybę, model podstawowy najtańszy na rynku. Inne wersje róznią się teraz tym że mają więcej opcji typu odtwarzacz mp3, przeglądarkę do zdjęć lub większy ekran. Do tego laptop w którym zainstalowałem programik z mapką USA i Kanady pod tytułem "Microsoft Streets and Trips". To odpowiednik europejskiego 'Autoroute". Pod laptopa podłączyłem mini ekranik firmy XENARC (www.xenarc.com), zwykłą myszkę na usb oraz odbiornik GPS. W sumie używam Garmina tylko dla orientacji. Dobrze wiedzieć ile km jest do celu lub za ile będzie następna zmiana drogi lub skręt w ulicę. Głos mam wyłączony i nigdy nie rozmawiam z nawigacją :P. Mapa na laptopie jest bardzo przydatna bo jest o wiele szybsza niż zwykła nawi i daje mi możliwość szybkiej reakcji jeśli muszę zmienić kurs i dokładnie widzę co jest dookoła mnie. Te wszystkie systemy uzupełniają się wzajemnie i pomagają mi znaleść miejsce gdzie muszę zrobić dostawę. Czasami jedna nawigacja nie znajdzie adresu, druga tak a czasami żadna. Wtedy uruchamiam fona i wujek google i jego mapa prawie nigdy nie zawodzi ;)

środa, 15 lutego 2012

Floryda.

W moim języku określam taką trasę jako dłuższo-krótszą. Coś prawie jak długa wyprawa ale nie zupełnie. W takim wyjeździe nie będę musiał się martwić o czas pracy bo odległość jest idealna żeby pojechać i wrócić bez wykręcenia obowiązkowej pauzy za bazą. 2400km w jedną stronę, lub ciut więcej, w zależności od tego w którą częśc Florydy rzucą kierowcę z ładunkiem. 4800 lub maksymalnie 5500km w dwie strony, co dość łatwo da się zmieścić w 70 godzin jazdy/pracy, dozwolone przez prawo, zakładając że uda nam się utrzymać przeciętną prędkość jazdy między 99 a 102km/h dziennie. Idealny tryb pracy dla kierowcy co chce zarabiać jak na długim dystansie i być co parę dni w domu, gdy się uda na weekend. Tylko z tym to bywa różnie, bo szybki wyjazd może szybko zamienić się w stratę czasu i kupę nerwów, ale jest to cień, którego w transporcie chyba nigdy się nie zlikwiduje. Koniec technicznego przymulania.

Jest parę dróg, którymi można dostać się na Florydę z północy. Każda z nich przecina prędzej czy później pasmo gór Apalachów. Wschodnia część USA to stare stany. Tutaj właśnie na samym początku osiedlali się Anglicy na małym skrawku wybrzeża gdyż reszta Ameryki, właśnie za tym pasmem gór była Nową Francją. Nowa Francja sięgała aż do Nowego Orleansu w Louisianie i gdyby nie polityka oraz sytuacja francuskich królów w tamtych czasach, kto wie jak dzisiaj by wyglądał ten kontynent. Tak czy inaczej chciałem zaznaczyć że wschodnie wybrzeże jest bardzo zaludnione również i w dzisiejszych czasach. Jazda autostradami nie należy do najbardziej spokojnych bo natężenie ruchu oraz korki są mega. Jedna metropolia za drugą. Najpierw okolice Nowego Yorku, później Philadelphia, Baltimore i dopiero za Waszyngtonem DC można zacząć trochę oddychać i cieszyć się spokojem na drodze. Dlatego więc większość a raczej wszyscy przewoźnicy z Montrealu starają się uniknąć tych terenów i objeżdżają ciut na zachód przez Pensylvanię co wydłuża drogę może o 50, góra 70km. Ma to dwa plusy: raz że omija się większość korków a dwa że unikamy około 180USD opłat za dróg (tak, dużym autem zawsze jest drogo). Mimo że myto za autostrady jest tutaj wliczone w opodatkowanie w cenie paliwa to jest parę odcinków dróg za które trzeba płacić ekstra. Na wschodnim wybrzeżu mostów i płatnych dróg nie brakuje. Pojechałem więc z Montrealu na południe I87, w Albany w Nowym Yorku odbiłem na zachód i przebiłem się z powrotem w stronę wybrzeża na I95 na wysokości Baltimore w Marylandzie. Dla zainteresowanych zapraszam na małą gimnastykę i wędrówkę myszką po ekranie w GoogleMaps.
 
I dalej spokój, nareszcie. Po przebyciu 1400 km od Montrealu, za górkami Pensylvanii, wzniesieniami Virgini przychodzi kolej na Północną Karolinę i jej lasy oraz cieplejsze już powietrze. Z wielką satysfakcją uchylam szybę żeby delektować się zapachem ciepła i zielonego lasu. To jest to! Ale ma to tylko swoją magię gdy przyjeżdża się z zimy. Od Virgini aż do Florydy jedzie się teoretycznie po płaskim i większość czasu z takim widokiem co jakiś czas przecinany przez rzeki i pola.
Sama Floryda cóż. Z jednej strony Zatoka Meksykańska, z drugiej zimny Atlantyk. Morskie wilgotne słone powietrze. Czuć je wszędzie. Wiatr niesie inne zapachy niż te, do których człowiek jest przyzwyczajony. Co uderza przy pierwszym styku z ludzmi tutaj to całkowity inny tryb życia. Wszystko na luzie i nikomu nigdzie się nie śpieszy. Totalny relaks. W tej podróży nie byłem daleko na południu , więc zdęcia pewnie nie robią większego wrażenia. Tam dalej jest więcej palm i dziwnych zwartych krzewów przypominających mini dżunglę. Mam nadzieję że widać przynajmniej ciepło, które naprawdę jest fajne i przyjemne :)
Teraz czekam aż mi schłodzą i załadują truskawki, które miały być gotowe dziś. Co tam, po co wracać do zimy jak można trochę nacieszyć się ciepłem łagodnego klimatu. Jutro będę miał styk z tą bardziej zaludnioną częścią Florydy gdzie samochód osobowy jest podstawowym przyrządem do codziennego życia. Zresztą jak w całej Ameryce, nie raz to powtórzę.

niedziela, 12 lutego 2012

Załadunki na chłodni, lekcja nr 2.

Procedura jest dość łatwa i nie ma w niej większej filozofii. Kierowca ładujący warzywa lub owoce lub diabli wie co, zanim włożą mu towar na naczępę musi sprawdzić temperaturę. Chłodnia jest tylko od tego żeby utrzymać daną temperaturę podczas tranzytu.

Dwa ostatnie załadunki były trochę przebojowe pod tym względem i wyszlifowałem sobie moje doświadczenie jak dokładnie postępować z cwaniakami w magazynach ze świeżymi warzywami. Widzicie, schłodzenie n.p.pomidorków z pola żeby nie zgniły, zanim trafią do sklepów, jest dość energochłonne. Dlatego większość magazynów zawsze kombinuje i owszem schładza je, ale nie zawsze do tego stopnia, który powinien byc właściwy lub ustalony z odbiorcą. Różnica paru stopni zamienia się w oszczędności na rachunku za prąd. Często również bywa tak że magazyn nie wyrabia się ze zleceniami i nie ma czasu wszystkiego odpowiednio schłodzić. Wiadomo, najlepiej by było gdyby prosto z pola towar lądował w sklepie i był sprzedany bardzo szybko w stanie świeżym. Ze względu więc na transport schłodzenie towaru jest bardzo ważne bo od temperatury będzie zależało ile czasu owy pomidor będzie zdatny do spożycia lub ile czasu będzie mógł leżeć w magazynie. Często się wozi niedojrzałe warzywka i dopiero później w magazynch dojrzewają sobie na życzenie gdy jest to potrzebne.

Rzeczy niezbędne do czynności załadunku, które trzeba mieć przy sobie na rampie:
1. Termometr.
2. Telefon.
3. Długopis i notesik żeby zapisywać ilość pudełek.

Więc. Jestem na rampie, podjeżdża wózkowy z pierwszą paletą. Wtykam w nią termometr i stwierdzam że produkt ma 52 stopni Fahrenheita. Na zleceniu, które otrzymałem od firmy było wyraźnie napisane: nie ładowac jeśli ma więcej niż 48F (a tak w ogóle to idealnie powinny mieć 45F). Dzwonić do spedycji o pozwolenie. Spedycja wtedy dzwoni do odbiorcy i pyta się. Najczęściej bywa tak że się zgadzają ale może to zająć dobre pół godziny. Wózkowy wtedy dostaje szału że psuję mu robotę. Ale nie mam wyjścia: to ja jestem odpowiedzialny za to żeby wszystko było według procedury. Później trzeba to zaznaczyć na liście przewozowym mimo protestów wysyłającego. Miałem taką sytuację. Mówie mu że zaznaczę że jego pomidory są w takim i takim stanie i będę chciał jego podpis obok. On na to że dlaczego i że jak sprawdziłem temperaturę. Wyjmuje i pokazuję mu termometr.

- I zrobiłeś dziurkę w pomidorze?
- Tak, no a jak inaczej?
- A wyrzuciłeś tego pomidora? - Już czuję że koleś ściemnia.
- A dlaczego miałbym wyrzucić?
- A bo jest skarzony i jak ktoś go zje może zachorować.
- Pytałem się wózkowego czy mogę zmierzyć temperaturę i nie sprzeciwił się więc nie widzę dlaczego masz teraz do mnie pretensje.

I tak dalej i tak dalej. Skończyło się na tym że na mojej kopii dokumentu podpisał ale nie chciał nic słyszeć o tym żeby na jego papierach była jakaś wzmianka o temperaturze produktu. Mogłem się z nim dalej kłócić ale miałem dość. Na koniec powiedział mi że robię awanturę z niczego o parę stopni. Ja mu na to spokojnym głosem że nie, wykonuję tylko moją pracę według zasad jakie ustalił mój pracodawca. Jeśli coś nie pasi to rozładuj mnie i sprzedaj Twoje pomidory komu innemu.

I tak jest prawie przy każdym załadunku. Zauważyłem że większość amerykańskich kierowców w ogóle nie sprawdza temperatury ani nawet nie liczą ilość pudełek na palecie. Po wycofaniu się pod rampę wracają do swoich trucków i siedzą w nich aż do chwili gdy zapali się zielone światełko znakiem że załadunek skończony. Później podpisują w ślepo dokument i dziękuję: poszedł. Nie wiem co na to ich przewoźnik jak później dostanie list od odbiorcy, który domaga się odszkodowania za zepsuty towar.


I tyle. Jadę w kolejna podróż. Tym razem na południe na Florydę. Mam nadzieję że naprawili mi klimę bo na Florydzie nie tyle ciepło jest uciążliwe co wilgoć. Pewnie przywiozę z powrotem pomarańcze, sałatę lub jeszcze lepiej znów pomidory i znów będę przechodził przez procedurę ładowania. Ale takie są przyjemności jazdy na chłodni.

AAAA no i będąc w domu zrobiłem kolejny film z moich wyjazdów do Waszyngtonu. Odkopałem dopiero teraz ten materiał. I tak sobie patrzyłem i zaczynam chyba tęsknić za tamtymi terenami :)
ENJOY!

środa, 1 lutego 2012

Trochę Zimowych Klimatów.

Dotarłem do domu ze słonecznej Arizony i przyciągnałem za mna kolejna dawkę warzyw do spożycia przez szczęśliwych konsumentów w Montrealu. Czerwoną paprykę i ogórki. Tradycyjnie więc korzystając z wolnego czasu przejrzałem archiwum filmów nagranych podczas podrózy i stwierdziłem że mam wystarczająco materiału. Teraz jest najbardziej odpowienia pora żeby przypomnieć Wam o warunkach jakie panują na drogach zimą. W każdym urywku filmu, miałem za sobą warzywa lub owoce. Gdy będziecie je kupować w sklepie zimą, proszę Was, pomyślcie którędy one do Was przybyły. Do Polski warzywka przybywają z ciepłej Hiszpani, Afryki lub Grecji, oczywiście na kołach. Pewnie, niektóre mogą być z kraju i leżeć schłodzone w magazynach. ale niestety nie wszystkie aż tak długo da się przechowywać. Tak czy inaczej, czy drogą morksą czy z magazynu, prędzej czy później świeże wyroby zostaną załadowane na ciężarówkę.

A więc! Przez cały kontynent! Z ciepłych klimatów przez nawałnice i różne inne przygody: jadę! Ostatnie minuty filmu są z przed trzech dni, gdy w niedziele ni stąd ni z owąd zaczęło sypać na autostradzie 401 w Ontario. Straciłem tylko 20 minut przez te warunki i panikujących kierowców samochodów osobowych. Na 1300 kilometrów, które zrobiłem tego dnia nie było aż tak źle .