piątek, 19 października 2012

Największy minus pracy kierowcy.

Dziwna jest ilość paradoksów w naszym życiu. Jeszcze bardziej dziwna jest ich natura ale wszystko co istnieje jest naturalne, czyż nie? Praca, którą lubię a wręcz kocham potrafi w jednej chwili stracić całkowity smak. Jej specyfika, dająca mi poczucie wolności może w parę sekund zmienić się w najgorsze więzienie: odłegości i czasu, które dzielą mnie od miejsca, w którym chcę być.

Tak, nie jest wesoło i moje myśli nie dają mi spokoju. Zawsze zaznaczałem w moich wpisach na blogu że  nie mam żadnych większych obowiązków rodzinnych. Byłem i w sumie dalej jestem samotnym wilkiem przemierzającym ogromne przestrzenie mając jeden cel: czuć się lepiej w biegu. Wyjeżdżanie w dalekie trasy i nieobecność w domu w ogóle nie miały wpływu na moje życie osobiste gdyż wracając, od paru lat i tak na mnie nikt nie czekał.

Dopiero trzy dni temu poczułem co to jest bezsilność. Moja Mama od paru dni leży w szpitalu w Montrealu. Sama do mnie zadzwoniła żeby mnie zawiadomić. Czuje się dobrze i narazie przechodzi serię badań żeby stwierdzić co i jak. Przez telefon mówiła mi żebym się nie martwił i żebym myślał o jeździe i nie zmianiał sobie planów.

Ostatnie parę dni jazdy były dziwne mimo że próbowałem sobie dodawać otuchy w różne sposoby. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. W szumie silnika nie znalazłem żadnej odpowiedzi tyko coraz więcej nurtujących pytań i przemyśleń. Analizowałem wszystkie scenariusze włącznie z tym że zostawię gdzieś skład i wsiądę w somolot żeby wrócić do Montrealu.

Powiadomiłem mojego pracodawcę o tym że muszę jak najszybciej znaleść się w domu podając przyczynę. W telefonie usłyszałem tylko "O fuck, I understand and I'll call you later". Z British Columbi, gdzie obecnie się znajduję, miałem jechać do Utah i później do Kaliforni. Normalnie ładunek marzenie, lecz w tym przypadku chuk z tym wszystkim. Chcę być tylko tam gdzie powinienem, tzn w szpitalu przy mojej Mamie dopóki nie wyzdrowieje.

Specycja zrobiła roszadę i jutro ładuję "coś" w Washingtonie prosto do Montrealu. Nie wiem czy będę przestrzegał czas pracy podczas powrotu. Sądzę że raczej nie.

Wybaczcie jeśli moja aktywność się teraz ciut zmniejszy. Mam inne priorytety w głowie.

poniedziałek, 8 października 2012

Odżywianie się w drodze.

Kierowcy tak jak inni ludzie żeby żyć, muszą coś jeść i pić. Od każdego zależy czy dba o swoje zdrowie czy nie. Jak wiecie żywność to jeden z ważniejszych szczegółów żeby być zdrowym. I kierowcom w tej kwestii jest bardzo pod wiatr. Siedząca praca i do tego jedzenie jakie można kupic w trasie nie należy do najlepszych. Owszem jeżdżąc na krajówce moża dość dobrze zjeść w naszych knajpach, ale gdy tylko wyruszymy za granicę naszego pięknego kraju sprawa wygląda całkiem inaczej. Raz, że jest o niebo drożej i zarabianie złotówek a odżywianie się w euro nie ma większego sensu a dwa, że jest mało takich fajnych knajp z dobrym żarciem jak w Polsce.

Tutaj na kontynencie północno amerykańskim jest podobnie. Odżywianie się w trasie jest droższe niż zwyczajne zakupy w spożywczym. Do tego jedzenie oferowane na truck stopach i w fast foodach jest owszem smaczne, ale bardzo niezdrowe na dłuższą metę. Ile można wcinać frytki z hamburgerami popijając colą lub pizzę z najtańszych składników. Jako przekąski najczęściej można kupić cukierki, czekoladę albo chipsy i do tego różne płyny gazowane wypełnione cukrem lub jeszcze gorzej chemią. Sól, cukier i chemia tak to można skrócić. Na truck stopach generalnie zdzierają i starają się uzależnić człowieka tym ich badziewiem. Serio to działa. Mam pewną słabość do chipsów, walczę z tym cholernie ale gdy tylko wchodzę do środka stacji paliw, opakowania na półkach wydają się do mnie krzyczeć żeby je kupić. W branży fast foodów i junk foodu pracuje armia psychologów i speców marketingowych, których praca polega na uzależnianiu konsumenta. Kiedyś z nudów wpisywałem w Wikipedii składniki chispów i z dużym zdumieniem zauważyłem, że większość jest obiektem kłótni prawnych między korporacjami używających ich a ludźmi i organizacjami, które chcą uświadamiać o złym lub nieznanym wpływie tych substancji na organizm człowieka lub zwierząt. Zresztą liczby same mówią za siebie. Od czasu rewolucji agro-przemysłowo chemicznej w ostatnim stuleciu przypadki różnych nowotworów w świecie "rozwiniętym" drastycznie się podniosły. A giganci tacy jak Monsanto dalej wciskają kit, że to postęp dla ludzkości bazując  na analizach i dowodach naukowych sponsorowancyh przez nich. Nie cierpię naszego świata oraz korupcji finansowej, obecnej na całej kuli ziemskiej. Pieniądze i chęć nieskończonego zysku to największy rak ludzkości.

Wracając do odżywiania się w trasie. Zawsze zabieram niezły majdan. Mam tą przewagę, że jak długa moja trasa by nie była to jestem w domu co mniej więcej 10, 12 dni. Doszłem do niezłej wprawy i do mojej diety zaliczam dość dobrą część warzyw. Wiem co i jak trzeba przygotować, żeby wytrzymało te parę dni w lodówce i dalej było smaczne.  W sumie człowiek nie potrzebuje aż tak dużo jedzenia żeby przeżyć. Przekonuję się o tym nie raz a i tak jedząc skromnie wychodowałem sobie mały brzuszek. Często jest tak, że to oczy chcą a organizm wcale tego nie potrzebuje. Staram się brać jak najmniej rzeczy przetworzonych. Czyli same proste składniki tak jak ziemniaki, żółty ser, chleb. W sumie 60% mojej diety to owoce i warzywa.

Jestem wegetarianinem przez wybór i świadomość już od dwóch lat. Nie jakimś radykałem bo jajka i sery spożywam. Już nie raz mnie pytaliście z jakiego powodu przeszedłem na wegeterianizm więc odpowiem Wam. Od kiedy pamiętam zawsze lubiłem zwierzęta. Twierdzę, że wszystkie mają świadomość tego, że istnieją. Podobno krowy między sobą są bardzo rodzinne i potrafią przywiązywać się do człowieka jeszcze bardizej niż pies. Co do świni to gdy jest zabijana wydaje taki sam odgłos jak płaczący noworodek. Nie potępiam ludzi, którzy spożywaja mięso, człowiek jest mięsożerny od samego początku swojego istnienia. W pewnym momencie mojej kariery truckerskiej trafił mi się ładunek świeżej wieprzowiny. Wyglądało to tak: stałem pod zakładem około dobę czekając na ładunek i patrzyłem jak z jednej strony non stop przyjeżdżał transport żywych zwierząt a z drugiej strony chłodnie, na które ładowano już pocięte kawałki tych samych zwierząt. Bardzo dużo dało mi to do myślenia stojąc i wdychająć swąd śmierci, który był wszędzie. Pamiętam jak dziś tę miejscowość: Storm Lake w Iowie. Później jeszcze jedna spędzona noc czekając na ładunek świeżych piersi z kurczaków. Powiedzmy, że jeżdżąc na chłodni nie zawsze ma się przyjemne ładunki. Po tych dwóch kursach zakiełkowała we mnie idea, że chciałbym żyć mając świadomość, że nie przyczyniam się do tej masowej produkcji, zagłady. W sumie już bardziej jestem za upolowaniem sobie zwierzyny celem spożycia jej niż takiej masowej industrialnej produkcji mięsa. Do tego powiem Wam szczerze, te zwierzęta też są naszprycowane różnymi hormonami, antybiotykami i bardziej wyglądają jak zombiaki przed śmiercią bo producentom chodzi o to żeby jak najszybciej przybrały na wadze aby zoptymizować inwestycję. I najważniejszy mój powód jest taki, że produkcja mięsa jest o wiele więcej energo i wodochłonna niż samych warzyw. Ilość wody, która jest potrzebna żeby urosły rośliny, które zostaną wykorzystane w żywności dla zwierząt jest astronomiczna. A jak wiemy wody pitnej jest coraz mniej na naszej małej kuli ziemskiej.

I szczerze? Mięsa wcale mi nie brakuje, bo zauważyłem, że najwięcej smaku znajduje się w sposobie jakim przyprawiamy nasze główne danie. Poza tym zrobiłem bardzo dużo ciekawych odkryć gastronomicznych, innych niż tych związanych z mięchem. Nie jedząc mięsa ani nie schłudłem ani nie przytyłem. Wcale nie choruję i energii czasami mam aż za wiele.

Na koniec tych dziwnych wywodów zapraszam do obejrzenia filmu, w którym pokazuję, że w kabinie trucka można schludnie ugotować i zjeść smaczny, o wiele zdrowszy obiad niż ten dostępny na truck stopach. Wszystko kwestia chęci i organizacji. Kto chce ten dobrze zje :D Zawsze staram się brać wszystko co mi potrzebne i gdy już naprawdę jestem przyparty do muru i zaczyna mi brakować jedzenia no dobra: skuszę się na jakąś ogromną porcję frytek w Mc Donaldzie :D