piątek, 22 lutego 2013

Zmiany czyli praca dookoła komina.

- Podczep się pod naczepę 45006 i przeciągnij ją do Metro. Jak już tam będziesz zadzwoń do mnie.
- Jasne nie ma sprawy.
40 minut później dzwonię i mówię: Masz tutaj dwa pustaki 4040 i 45008.
- Bardzo dobrze, weź podpisane dokumenty z biura dla obydwu z nich i przywieź je mi, przepustki włóż w znane Ci miejsce a następnie podpinaj 4040 i jedź na północ wyspy piętnastką, za 5 minut dostaniesz smsa gdzie ładujesz towar do Kaliforni.

Tak mniej więcej wyglądają moje rozmowy z dyspozytorem: szybko krótko i bardzo zwięźle. Z Allanem na niego mówiliśmy "wojskowy". Zanim do niego wykręcę numer mam przygotowaną kartkę i długopis. On nie czeka tylko od razu strzela cyframi i nie lubi powtarzać ich dwa razy. Facet wszystko ogarnia i to w takim tempie że czasami nie mogę wyjść z podziwu. Codziennie nabieżąco układa pracę dla trzech kierowców w mieście, trzymając ich bardzo krótko. Do tego zajmuje się grafikiem wyjazdów w trasę dla pięćdziesięciu ciągników. Niezła karuzela. Szlag go trafi prawie nigdy się nie myli. Jego styl rozmowy z kierowcami ma swoją logikę, bo pracownik ma mało czasu do namysłu. Szybka odpowiedź równa się mało czasu na przemyślenia i dość szybko można wpaść w pułapkę. W jednym zdaniu: ten dyspozytor uzyskuje prawie zawsze od kierowców tego czego rząda szanując ich w miarę. Taki człowiek w branży to rzadkość bo w transporcie nie ma litości.

 Od pewnego czasu jeżdżę tylko w mieście. Jakieś dwa tygodnie temu zwolniło się miejsce, i gdy szef zaproponował mi ten typ pracy nie zastanawiałem się długo. Będąc w sytuacji jakiej jestem, chora Mama, regularne wizyty u lekarza w szpitalu i chemioterapia, praca lokalna to idealna pozycja dla mnie. Codziennie w domu a nawet jak by miało się coś stać to jestem w bardzo bliskim zasięgu.

Lokalny tryb pracy w Prince jest dość łatwy. Przeważnie trzeba nawet nie rozładować tylko zrzucić naczepe u stałego klienta, odebrać pustaka i coś załadować w drodze powrotnej do bazy. Wariantów jest wiele ale z reguły dzień mija w mgnieniu oka. Czasami jedzie się gdzieś dalej, jak np do stolicy Quebecku. 

Kiedyś już pracowałem "na lokalu" w innej firmie ale schemat pracy był wykańczający. Miałem moje terytorium i dzień zaczynałem od rozwożenia towaru. Podczas tej czynności wpływały mi smsy z załadunkami do wykonania do końca dnia. Słowem mówiąc MASAKRA. Padały rekody 30, 40 zrzutek/załadunków dużym składem dziennie kręcąc się cały czas po tej samej dzielnicy. Fakt że naczepa była ciut krótsza (prawie tak jak europejskie) i miała drzwi podnoszone do góry, więc nie musiałem za każdym razem wychodzić z ciągnika żeby otworzyć drzwi, ale bez kitu po takim dniu pracy pół piwa i moje ciało było zwłokami. Ta praca miała też swój urok bo raz że było cholernie dużo akcji, a dwa że odkryłem prawdopodobnie wszystkie najgorsze i najmniejsze dziury w Montrealu. Nawet nie wiedziełem że istnieją takie miejsca i że co więcej, można w nie wjechać dużym!  Raz zdarzyło mi się nawet dowieść wodę mineralną na festiwal jazzowy w Montrealu w samym centrum miasta, między wysokimi drapaczmi chmur (choć w Montrealu one nie są aż takie wysokie). To był istny czad. Czasami wysyłali mnie też na zastępstwo kierowcy na wakacjach na inne terytorium za miastem. Trafiały się nawet zrzutki w lesie albo pod prywatnym domkiem letniskowym. Cóż każda firma ma swój tryb pracy. Jak do tej pory potrafiłem się odnaleść w każdej z nich. 

Natura Prince'a to chłodnie i długie dystanse. Dlatego praca w mieście nie jest tutaj aż tak wykańczająca. Jest w miarę spokojnie. Czasami pracuje się dwanaście godzin dziennie, czasami pięć, wszystko zależy od tego co przyjeżdża i wyjeżdża w dany dzień. Czasami wsiadam na wózek widłowy na magazynie lub podczepiam ciągniki pod gotowe naczepy żeby podwójna obsada mogła sprawnie wyruszyć. Z reguły początki tygodnia są dość spokojne a pracy przybywa pod koniec tygodnia kulminując w piątek. Wtedy wychodzi najwięcej ładunków na zachód. Normalne: podwójna obsada wsiada w trucka i może teoretycznie przeciągnąć towar gdziekolwiek na terytorium Północnej Ameryki. W pojedynkę też dobrze wychodzi: Floryda jest w zasięgu dwóch dni, zachód w czterech, więc kierowca będzie z drugiej strony w połowie tygodnia. Idealnie żeby rozładować, wykręcić pauzę i pod koniec przyszłego tygodnia załadować z powrotem. I tak to się kręci świat transportu... żeby nieświadomi i wredni konsumenci mogli pójść do sklepu i znaleść na półkach wszystko co jest im potrzebne do szczęścia i nieszczęścia.

Oto filmik z mojej pracy w Montrealu zanim jeszcze oficjalnie zacząłem jeździć dookoło komina. Pracowałem dorywczo ale przez najblższy czas tak będzie wyglądała moja rzeczywistość.


czwartek, 21 lutego 2013

Ciąg Myśli.

Ciąg myśli wynurzających się z mojej głowy czasami mnie zaskakuje. Ciekawa rzecz ta maszyna, którą jesteśmy. Człowiek to niesamowicie skomplikowany organizm. Wynalazek, który bardzo szybko potrafi przystosować się do nowej, drastycznie innej sytuacji lub z czasem powoli nakłada na siebie warstwy doświadczenia stające się instynktem. Setki tysiące kilometrów spędzone za kółkiem zmieniły nie jedną rzecz w moim ciele lub w moim myśleniu, tego jestem pewny.

Pomijając fakt że jestem już prawie cyborgiem i czuję każde kręcące się koło mojej maszyny, czytając ruch przede mną odbieram rzeczywistość całkiem inaczej. Nieświadomie rejestruję każdy szczegół, każdy mały błysk blisko i daleko. Czuję prędkość każdego pojazdu za i przede mną. Uwielbiam zatłoczone ale płynne autostrady. Wtedy wyłącza mi się myślenie, ale tylko na klikanaście minut.

Zastanawiam się skąd i dlaczego akurat w tej chwili celownik  powoduje tą a nie inną lawinę wspomnień i myśli. Czasami wytłumaczenie jest dość łatwe: usłyszana nuta lub znajomy zapach z dzieciństwa, to już nie raz było dokumentowane. Mnie bardziej ciekawią przypadki, gdy bez żadnej widocznej przyczyny myśli wchodzą na zdumiewające tory. Na pewno musi istnieć jakiś mechanizm, tego jestem pewny.

Myśli, migawki z miejsc, do których coraz częściej wracam, czasami całkowicie przypadkowo, czasami nieświadomie celowo. Nurt tego jest coraz szybszy. Różnie bywa w życiu, o tym się już nie raz przekonałem, ale ja lubię marzyć. I wciąż sobie marzę. Dziś 21, zatem wszystkiego najlepszego.

niedziela, 17 lutego 2013

Spotkanie z Kamisado.

O jego istnieniu wiedziałem już od dość dawna. Youtube ma to do siebie że dość szybko naprowadza człowieka na materiały idące mniej więcej z tym co nas interesuje. Więc gdy wrzucałem moje pierwsze filmy z muzyką jego filmy naturalnie przyciągnęły moją uwagę. Głównie były to urywki ze streamowania lub jakiś wypasiony film z muzą. Trochę chaotycznie ale gdy jego filmy coraz częściej wyskakiwały mi na pasku z boku w końcu załapałem o co chodzi i zrozumiałem że Kamil głównie zajmuje się nadawaniem na żywo ze swojego trucka.

Wystarczy skoczyć na jego stronę www.oczamikierowcy.com i tam w miarę często (w zależności od tego czy jest dobry sygnał i czy jedzie) można trafić na relacje. Podpatrywałem Kamisado i Hioba bardzo sporadycznie. Nie zawsze mam czas żeby ogarnąć wszystko co się dzieje w sieci. Muszę zaznaczyć że tempo życia od paru lat mam bardzo intensywne więc wybuchowa mieszanka pracy, wakacji oraz innych mniejszych projektów nie zostawia mi wiele czasu na czynne udzielanie się w różnych miejscach. I tak dobrze że czasami nadążam co jakiś czas skleić film i coś naskrobać tutaj. A domagacie się ciągle więcej :)

W wirtualnym świecie kierowców ostatnio bardzo dużo się dzieje! Cieszy mnie to ogromnie. Diabli wiedzą jak i kiedy ale pojawia się coraz więcej filmów, blogów i stron na fejsie o tematyce ciężarowej, prowadzonych przez kierowców obydwu płci w różnych częściach świata. Co jakiś czas odkrywam coś nowego. Mam z tego wielką satysfakcję i uczucie że coś się zaczyna powoli ruszać. Siła internetu może zmieni zdanie laików w Polsce i przekona ich że kierowcy to nie tylko śmierdzące proste gbury z łatwą pracą, tylko większość z nich to normalni ludzie wykonujący dość odpowiedzialny zawód. A zawód ten jest bardzo istotnym ogniwem w naszym społeczeństwie i gospodarce.

Co do samego spotkania. Kamil i ja, jak zresztą inni kierowcy, mamy pewną wspólną grupkę widzów i to najczęściej oni informowali nas o tym że jesteśmy blisko. W sumie to dzięki Wam spotkałem się z Hiobem i Kamilem. Pierwsza moja reakcja: nie byłem pewny czy ktoś sobie robi żart czy te dwie postacie faktycznie chcą się ze mną spotkać. Prowadzili od dłuższego czasu działaność w necie i jakiś tam Rafał nowicjusz z Kanady i jego filmy pewnie na nich nie zrobiły większego wrażenia. Co było ciekawe że gdy zacząłem rozmawiać z Kamilem miał dokładnie takie same wątpliwości co do mojej osoby :D

Cóż. Mogę tylko powiedzieć że spotkanie z Kamilem odebrałem bardzo pozytywnie. Nie uważam go za żadną konkurencję, tak jak nie uważam nikogo z kierowców za konkurencję. Każdy ma swój styl i pokazuje podobne ale czasami inne rzeczy. Wszystko razem uzupełnia się idealnie i to tylko kwestia czasu że z tego wszystkiego wykluje się coś całkiem innego. Dla mnie im więcej ludzi prowadzi działaność w sieci na temat dużych składów tym lepiej. Każdy pokazuje swoją rzeczywistość , osobowość i choć czasami pojawiają się różne postacie to jest to jedynie dowód na to że tak jak w innych warstwach społeczeństwa u kierowców nie jest inaczej. Są różni ludzie. Oszołomów wśród kierowców zawodowych tak samo jak wsród ludzi z wyższym wykształceniem nie brakuje. Wystarczy dobrze przyjrzeć się  naszej polskiej polityce. Czasami jest to wręcz żenujące.

W sumie przejechaliśmy z Kamilem, Ciunią i ich kotem jakieś 500 kilometrów. Pod koniec udaliśmy się na wspólny obiad do restauracji. Postawili mi więc następnym razem mam zamiar się zrewanżować. Kamisado należy do grupy kierowców wykonujących ten zawód z pasją. Jazda z nim jest przyjemnościa, gdyż w przeciwieństwie do niektórych kierowców nie narzeka aż tak bardzo na swój los. Często zdarzało mi się jeżdzić w konwoju i po kilkugodzinnym słuchaniu na radiu narzekania cały czas o tym samym, miałem ochotę całkowicie przestać jeździć. Serio, w naszym zawodzie jest od groma ludzi i nie wszyscy robią to przez pasję lub zamiłowanie. Dlatego jazda z Kamilem była wyśmienita bo pięc godzin jazdy nawet nie wiem kiedy minęły. I tak ma być.

No koniec, relacja za pomocą filmu, który skleiłem z różnych ujęć: mojej i mnóstwo kamer Kamila.







sobota, 9 lutego 2013

Skrzynia Biegów Niesynchronizowana

Gatunek skrzyni często, a nawet bardzo często, spotykanej na kontynencie północno amerykańskim. Jest to najbardziej praktyczna skrzynia dla ciągników przemierzających duże odległości i znajdujących się w różnych terenach. Stanowią one dobry kompromis dla maszyny, która ciąga różne ładunki.

Niestety, duże firmy transportowe coraz częściej kupują ciągniki z automatycznią skrzynią biegów. Jest wiele powodów, dlaczego tak robią, ale głównie chodzi o koszt ekploatacji. Nowa generacja skrzyni w Volvo (mój ulubiony producent ciągników ciężarowych, muszę się do tego porzyznać) I shift jest bardzo dobrze dopracowana i wydajna. Automat w przeciwieństwie do człowieka nie ma swojego temperamentu, więc sterowane komputerowo biegi (nie tak jak w poprzednich wersjach mechanicznie) mają przewagę i faktycznie potrafią zmniejszyć spalanie do minimum. Do tego rynek pracy (przynajmniej tutaj w Kanadzie) cały czas ma niedosyt. Niektórzy pracodawcy wychodzą z założenia że kierowca z mniejszym doświadczeniem mniej zniszczy sprzęt jeżdżąc na skrzyni automatycznej niż niesynchronizowanej. Do tej pory nie wiem czemu synchronizowane skrzynie takie jak w Europie nie są tutaj używane. 

Cóż, być może i automat jest wygodny w korkach lub daje więcej miejsca w kabinie. Owszem. Muszę przyznać że do tej pory jeszcze nie jechałem najnowszą wersją I Shiftu ale miałem okazję już kilka razy prowadzić trucka z automatem. I nie mogę się do tego przekonać. Największe wątpliwości mam zimą, gdy droga jest ośnieżona lub gorzej: oblodzona. Jestem cyborgiem więc stanowię część maszyny i poprzez skrzynię subtelnie czuję każdy jej ruch, zgrzyt i drganie. Sądzę że w końcu nie będę miał wyjścia i zacznę doceniać najnowsze automatyczne wynalazki (maszyna dość szybko przegania człowieka a i u  Prince'a wszystkie nowe trucki kupują z I shift) ale póki co cały czas ciągnę frajdę z machania wajchą i wczuwaniem się w sprzęt. Co do spalania, to dużo zależy od kierowcy, to fakt, ale nie tylko. Wszystkie małe szczegóły wpływają na spalanie tak jak system oczyszczający spaliny ( w moim obecnym Volvo to totalna porażka gdyż spalanie nie schodzi poniżej 35l/100km). Jeździłem na różnych sprzętach i zawsze na normalnych standardowych skrzyniach osiągałem najlepsze wyniki. Mój rekord na amerykańskim trucku to 28l na 100km przeciętnej a w Europie 26 litrów w różnych terenach z róznymi ładunkami.

Tyle wywodów. Teraz trochę praktyki i film, na którym pokazuję jak zmieniam biegi bez sprzęgła, co idzie dość łatwo w skrzyni niesynchronizowanej. Owszem mógłbym wciskać sprzęgło dwa razy ale cóż, czsasami jestem leniem.