wtorek, 14 stycznia 2014

Główne linie roku 2014.

Zastanawiam się jaki kierunek przyjmie moja działalność w internecie w tym roku. Jak na razie nie mam żadnego pomysłu, ale ...

W ubiegłym roku dawka wpisów na blogu drastycznie zmalała. Moje myśli oraz relacje z życia kierowcy przeniosłem na YouTube i Facebooka. Nawet nie zauważyłem kiedy zaniedbałem pisanie. Ostatni rok wydawał mi się tak długi jakby minęło parę lat. Jazda po mieście, praca na magazynie, przeplatane wizytami w szpitalu i staranie się stwarzania pozorów jak najbardziej możliwej normalności (jeżeli w ogóle istnieje coś takiego jak normalność) w inny sposób ukształtowała moje nadawanie w internecie.

Zostało mi jeszcze około dwóch tygodni pobytu w Polsce. Może również się zdarzyć, że będę musiał wydłużyć ten czas, gdyż terminy polskiej biurokracji potrafią być bezlitosne: kodeks postępowania administracyjnego, decyzje i paragrafy na każdym piśmie. Powiem szczerze: wygląda to odurzająco. Do tego termin odwołania, do którego obowiązkowo mamy prawo, lub oczekiwanie na uprawnomocnienie wyroku, potrafi wydłużyć dość proste sprawy do proporcji wręcz kosmicznych. Oczywiście przesadzam, trzeba być cierpliwym, dążyć do swojego i sięgać po informacje w wielu źródłach. Czasami urzędnicy są przychylni, pomagają, tłumaczą i podpowiadają co trzeba zrobić żeby wszystko trwało krótko. Niestety jest jeszcze pewna grupa ciętych nadgorliwców, którzy potrafią przez swoje podejście i wredność w zachowaniu, zniechęcić całkowicie człowieka. Cały czas uczę się Polski i mimo pewnych utrudnień non stop widzę zmiany na lepsze co nie znaczy, że nie ma rzeczy które by mnie w Ojczyźnie nie irytowały.

Odpłynąłem od tematu. Wybaczcie. Więc, niedługo wyjazd do Kanady i powrót za kierownicę. Po dwu miesięcznej przerwie nie zaszkodzi mi trochę popracować. Nie mając już żadnych obowiązków, wracam oczywiście na długie dystanse. Jak to się mówi: long haul and long haul only! Jak tylko będę znał datę wylotu z Polski, dzwonię do Princea i powiadomię ich o terminie mojej gotowości do wyjazdu w trasę. Plan jest prosty: wylądować w Montrealu i cztery dni później gnać przed siebie w kierunku czterech liter: WEST (obojętnie czy północny zachód Kanady lub południowy zachód USA, ma być daleko). No dobra, jak mi dadzą na początek pięć liter (SOUTH) nie obrażę się i przez tygodniowy wyjazd na Florydę podreperuję moje topniejące oszczędności. 

Trochę obawiam się powrotu do Montrealu. Zastanę tam wszystko tak samo jak było po śmierci mojej Mamy. Będzie to kolejny etap w moim życiu i jestem pewny, że od tego momentu stanę się całkiem innym człowiekiem. Jakim? Będę to musiał jeszcze odkryć. Co najmniej do lata chcę pojeździć tak jak to robiłem przed chorobą mojej Mamy. Mam moralny dług wobec mojego obecnego pracodawcy. Wiem, że transport to branża bez litości i sposób w jaki mój szef szedł mi na rękę jest bardzo rzadko spotykany. 

Sądzę, że w tym roku wrócę więcej do pisania na blogu, nie zaniedbując oczywiście filmów na YT oraz zdjęc na bieżąco na Instagramie i Facebooku. Stosunkowo do Waszego poziomu zainteresowania będę dalej kręcił i sklejał filmy z moich wypraw. Co do dalszych opcji zobaczymy. Chodzi mi po głowie kupno trucka i naczepy (izotermę lub chłodnię) co wiąże się z większą kasą i wolnością wybierania kierunków ładunków (może jakaś Alaska by wtedy wpadła). Jest też myśl o inwestycji w przyszłość w formie nieruchomości. Chodzi mi również po głowie praca w Australii, ale z tym może być różnie bo dostać się tam do pracy, nawet posiadając doświadczenie i obywatelstwo kanadyjskie nie jest takie łatwe. 

Możliwości i znaki zapytania. Nic pochopnie, jak na razie stopniowy powrót do "normalności" i najlepszym miejscem na przemyślenia jest za sterem samotnie pędzącego składu po bezdrożach Ameryki. 

Jest dziki zachód, jest moc :)