wtorek, 23 sierpnia 2011

Sprawozdanie ze spotkania oraz inne smęty.

W sumie nie ma co dużo na temat spotkania pisać. Razem było nas 5 osób plus rodzina jednego kierowcy. Wódz: Mariusz nie zawiódł i stawił się mimo przebojowego dnia jaki spędził wcześniej w pracy (zaczął pracę o 6 rano i skończył o 3 rano za co szczery : SZACUN). Były rozmowy standardowo stylowe na temat truckingu za granicą, parę pytań o Kanadzie i życia na tamtym kontynencie. Parę piwek, pizza i tak można w skrócie opisać spotkanie. Niestety dopiero na sam koniec wpadłem na pomysł żeby zrobić zdjęcie gdy część towarzystwa już się rozeszła. Rezygnuję więć z publikacji jakichkolwiek zdjęć. Wydaje mi się że Gniezno nie było najlepszym miejscem żeby się spotkać i prawdopodbnie więcej ludzi przybyłoby gdybym zrobił to w jakimś większym mieście ale wyszło jak wyszło. Obserwuję od czasu do czasu statystyki i wejścia na moją stronę są z całej Polski. Najwięcej wiadomo: z największych miast.

Wiem, że ostatnio trochę na blogu jest martwo i bez życia. Gdyby nie chat który jest z boku mało co by się tutaj działo więc dziękuję ludziom, którzy tutaj wchodzą pogadać. Są wakacje i wszystko odbywa się w innym tempie. Skleiłem Wam natomiast parę filmików a więc coś za coś. Mam jeszcze pomysł na ewentualne dwa gdyż przejrzałem materiał, który śpi na moim twardym dysku. Nie martwcie się, mój powrót za ster jakiegoś ameykańskiego olbrzyma nastąpi wkrótce więc atmosfera tutaj się ożywi i będą bardziej regularne posty. Wyjazd do Kanady zaprogramowany jest w połowie września.

I właśnie zaczynam mieć mały dylemat z pracą tam, bo zacząłem nabywać informacje na temat ewentualnych firm, które przedstawiłem Wam wcześniej. Jedną firmę śledzę za pomocą znajomego z Facebooka. Zaczął jazdę w Explorerze i właśnie teraz robi pierwszy kurs do Kalifornii. Wcześniej wysłali go na krókie kółko do Detroit w Michiganie oraz małe Montreal - Toronto. Kasa już wpłynęła mu na konto za jeden z tych wyjazdów. Z tego co mówił płacą solidnie. Problem z tą firmą jest jeden. Jeżdżą prawie wszędzie ale nie jeżdżą do British Columbi. Będzie mi trochę brakowało jazdy przez Kanadę jeśli zdecyduję się tam pójść. Do tego niechętnie wysyłają singli do Kalifornii, ale gdy mają za dużo ładunków to wtedy nie mają wyjścia. Zresztą mam zamiar użyć argumentu, na który nie będą mogli mi odmówić wyjazdu w tamten region.

Mój plan jest taki:
Wszystkie teamy, które jeżdża do Kaliforni starają się zrobić tę trasę w góra 6 dni a niekótrzy potrafią  nawet w 5! 50h jazdy w każdą stronę i szybki rozładunek, załadunek. Dlatego gdy są już na miejscu nie cierpią tracić dużo czasu na załadunku i każde opóźnienie wkurza ich. Czekać 10 godzin pod firmą na towar jest dla nich koszmarem. A jeśli mają ładunek częściowy, taki który muszą ładować w paru miejscach to już totalna kaplica. Bo jest to czas, który tracą w trucku zamiast być w domu. Do czego zmierzam: mi natomiast nigdzie się nie śpieszy. Pojechałbym sobie do Kaliforni, rozładowałbym się i spokojnie pozbierał wszyskie złe ładunki czyli te, które są najbardziej czasochłonne. Na sam koniec zamieniłbym się z naczepami z jakimś teamem, który by pogalopował do Montrealu a ja bym znów został z pustą naczepą. Sądzę że byliby w niebo wzięci. Później wykręciłbym pauzę i znów pojechał załadować towar, który tym razm już bym przyciągnął sam do Montrealu. Nie wiem czy zrozumieliście o co dokładnie mi chodzi ale sądzę że każda firma się na to zgodzi, bo każda firma ma problem z utrzymaniem teamów u siebie.

Dzwoniłem również do Allana, który również jest w trasie i pomyka przez prerie do Vancouver. Rozmawiał z osobą, która przyjmuje kierowców w jego firmie ( PRINCE) i bez problemu przyjmą mnie jeśli będę tylko tego pragnął. Jedyny minus że ich trucki nie są zbyt dobrze wyposażone mimo że to Volva. Nie ma nawet lodówki, nie wspominając już o przetwornicy. Trochę lipa, ale oni jeżdżą wszędzie, wszędzie. Też nie lubią za bardzo przyjmować singli, ale w moim przypadku zgodzą się na podstawie tego co powiedział im o mnie Allan oraz tej samej propozycji, którą opisałem wyżej.

I tak mija czas i mijają wakacje i wczoraj wieczorem wymyśliłem sobie że wypadam znów nad morze, korzystając z pięknej pogody więc będę miał czas jeszcze trochę się oderwać od wiru, w który niedługo znów wpadnę gdy zacznę jeździć.

Ale tak szczerze? Ciągnie już mnie w trasę. Oj tak ! :)

czwartek, 18 sierpnia 2011

Dla osób zainteresowanych: spotkanie w Gnieźnie 20 sierpnia 2011

Co jakiś czas otrzymuję maile z zaproszeniami na spotkanie od ludzi z różnych części naszego kraju. Wybaczcie, ale niełatwo jest mi się spotykać ze wszyskimi gdy akurat przejeżdżam obok nich. Mimo życia 'publicznego' jakie prowadzę jest sporo rzeczy, które zostawiam prywatne. Tak więc czasami będąc w okolicach pewnej miejscowości nie zawsze mam czas na spotykanie się. Od dłuższego czasu pewna grupa osób chciała zobaczyć jak wyglądam oraz w ogóle kim jestem w rzeczywistości. Pierwsza okazja była na Master Trucku w Opolu, ale faktycznie nie postarałem się i nie zrobiłem żadnego postu na ten temat. W ten sposób parę osób ominęła okazja. Dodam że jestem przeciętnym kierowcą samochodu ciężarowego.

Dlaczego w Gnieźnie? W sumie nie wiem. Tak po prostu wyszło z rozmów na chacie na tym blogu i w związku z tym że sporo osób (choć ostatnio coraz więcej nowych twarzy się tutaj pojawia), które udzielają się na chacie mieszkają właśnie w tych okolicach wypadło na to miasto. Muszę też przyznać że mimo pewnych nicków, które zaczynają mi być znajome, jeszcze nie wszystkich dokładnie kojarzę, nie mówiąc o ich miejscu zamieszkania.

Z rzeczy praktycznych. Na spotkaniu będę napewno ja, Mariuszbru także znany jako wódz, PawelTrucker, kierowca, który jeździ w Anglii i co jakiś czas przylatuje do Polski. Będzie też Jarząbek, choć jego obecność w pewnej chwili była niepewna.

Miejsce spotkania: w tym oto ogródku na rynku (adres to Rynek 6,7 lub 8 przepraszam nie obczaiłem dokładnie) w Gnieźnie 20 sieprnia 2011 od godziny 15:30 do 18:00-19:00. Piwo nie jest drogie, z beczki 4.5pln za 0.5l czyli nie aż tak źle. Nie mam zielonego pojęcia czy w ogóle ktoś się zjawi, zobaczymy. Prosiłbym również o osoby, które mają zamiar, tak jak ja pić alkohol, przybyć innym środkiem lokomocji niz samochód lub zapewnić sobie bezpieczny powrót. Bo wypicie nawet dwóch piw dyskfalifikuje kierowcę do jazdy o czym mam nadzieję wszyscy wiecie. Osobiście skorzystam z usług PKP żeby dojechać na miejsce z Łęczycy. Mam nadzieję że dojadę na czas, bo mam tylko 6 minut na przesiadkę w Toruniu. Prosiłbym również o krótkiego maila informującego od osób, które mają zamiar przybyć na spotkanie pod adres blog.nolibab3@yahoo.ca żebym miał pojęcie czego mam się spodziewać. Lubię wszystko mieć poukładane :)

Zatem do zobaczenia!

wtorek, 9 sierpnia 2011

W oczekiwaniu na powrót za wielką wodę.

Korzystając z czasu, który spędzam na wakacjach w domu, zacząłem pomału rozglądać się za ewentualną firmą transportową, która by mnie interesowała tam za wielką wodą. Opcji mam parę, wszedłem na portal transportowy z Quebecku i wlazłem sobie z ciekawości w dział ofert pracy: http://www.truckstopquebec.com/emplois.htm (strona jest w języku francuskim). Teoretycznie każda większa firma transportowa potrzebuje kierowców na gwałt. Wszędzie jest słowo 'urgent' czyli pilne. Nie każda z nich jednak mnie interesuje. Kręcenie się dookoło komina to nie mój styl ani cel. A wiele jest firm w Montrealu w których pracuje się od poniedziałku do piątku i weekend w domu. Lub od niedzieli do czwartku. Wiem, wiem, nie jestem normalnym kierowcą z rodziną tylko samotnym wilkiem, który wychodzi z założenia że im dalej tym lepiej. Tak więc mam oko na firmy które często jeżdżą do Kaliforni ale nie tylko. Idealna firma dla mnie jest taka, która jeździ wszędzie. Robi i krótkie kursy i długie tak zwane 'long haul'. Od czterech lat moje motto jest: long haul and long haul only! Sęk w tym że coraz mniej firm chce puszczać w pojedyńczej obsadzie na tak długie trasy szczególnie na chłodniach. Podwójna obsada potrafi zrobić kółko z Montrealu do Los Angeles w 6 dni a jak idzie bardzo dobrze na załadunkach i rozładunkach to i w 5 dni. Choć na chłodni kiedy ładuje się świeże warzywa lub owoce, raczej nigdy nie idzie szybko.

Wracając do tematu mojej przyszłej pracy. Mam pięć lub sześć firm, które mam na oku i które wykonują ten typ transportu jaki mi odpowiada. Cztery mają siedzibę blisko miejsca gdzie wynajmuję mieszkanie, a jedna z nich znajduje się w Ontario, choć sądzę że mają jakąś bazę w Montrealu. Pierwsza z nich to Transport Explorer. Co jest fajne że część dyspozytorów z Leger właśnie wylądowała w tej firmie. Ewentualny plus, bo mnie znają i wiedzą na co mnie stać. Podobno rzadko puszczają na Kalifornię solo ale sądzę że zawsze można się z nimi dogadać. Utrzymuję kontakt na facebooku z jednym z dyspozytorów i mówi że załatwi mi Volvo (nie powidział mi czy to Vn660 czy Vn780) jak do nich przyjdę i żebym mu dał znać jak już będę na miejscu, to pogadamy o konkretach. Do tego jeden z moich znajomych dokładnie za dwa dni zaczyna u nich pracę, też były kierowca z Leger i z nim również utrzymuję wirualny kontakt FB więc będę śledził na bieżąco jego poczynania i przygody. Do tego część kontraktów transportowych z Leger również wylądowało w Explorerze więc wiem dokładnie co oczekiwać od tej firmy.

Druga opcja to Prince Transport, właścicielami są Turcy. Mój guru Allan jeździ tam od roku i chwali sobie. Wyjeżdża głównie do Vancouver.BC a wraca przez stany. Mówi że płacą rzetelnie, że sprzęt się nie psuje i że mają dużo ciągników Volva. Jedyny minus to że w aucie nie ma żadnego sprzętu, nawet lodówki. I gdy przyszła nowa drużyna do podwójnej, zabrali mu nówkę trucka i dali jakieś stare Volvo. W tej firmie teamy są najważniejsze. I tak nie narzeka bo on też kocha się w Volvach i chwali sprzęt który się nie psuje. Do tego bardzo rzadko przyjmują do jazdy solo, ale sądzę że znajomość Allana może mi się ewentualnie przydać. Zresztą jako ciekawostkę powiem Wam że Prince Transport dzwonił do mnie do domu jak już byłem w Polsce w grudniu na wakacjach i oferowali mi pracę. Gdy moja była kanadyjska firma Leger splajtowała w trosce o to żeby ich kierowcy szybko znaleźli sobie pracę udostępnili wszystkim zainteresowanym firmom numery kontaktowe kierowców. Niestety moja Mama poinformowała ich że jestem w Polsce i że ewentulanie się odezwę jak wrócę. A wracam dopiero teraz, i szczerze? Nie chce mi się z Polski wyjeżdżać bo mi tu dobrze. Z drugiej strony truckerka ciągnie jak cholera ;)

Trzecia opcja, też ciekawa, to mój pierwszy pracodawca w branży transportu czyli VTL transport. Tam też mam znajomego kierowcę, którego notabene uczyłem trochę jeździc. Mówił mi on że VTL zaczął brać się za jazdę na Kalifornię i mają stałe ładunki z Toronto do Los Angeles. Ciekawe, tym bardziej że VTL ma też Volva które bardzo dobrze znam. Do tego mają przyjść jakieś nówki we wrześniu a doświadczonym kierowcom lubią dawać nówki żeby ich w ten sposób przyciągnąć. Jedyny minus a czasami i plus to że ten ładunek do Los Angeles jest cały czas ten sam i w to samo miejsce, co z czasem może mi się znudzić. Ostatnia sprawa że łączy mnie z tą firmą dużo wspomnień z życia osobistego: bardzo długi czas niepewności oraz bardzo krótki przejściowy, paro-miesięczny okres szczęścia. Obawiam się że wracając w te same miejsca mój tryb myślenia popadałby w nostalgię co w moim przypadku jest cholernie uciążliwe. Zresztą tak jak mówiłem wszędzie mam pełno moich miejsc nie łatwo jest uciec od przeszłości.Tego trucka co jest na zdjęciu miałem od nowości ;).


Kolejna ciekawa firma to Diablo. Firma generalnie kupiła dwa lub trzy trucki żeby wozić swój towar, a resztę ładunków sprzedaje innym przewoźnikom na giełdzie. A zrobili tak, bo w Kanadzie nie można mieć spedycji i handlować ładunkami jeśli się nie posiada własnych aut. Minimum jedno. Zrobili takie prawo jakieś 20 lat temu żeby zapobiec spekulacji i obniżaniu frachtów poprzez różne spedycje które zachowywały się jak rekiny. Więc Diablo wozi swój własny towar i są nim kulki do paintballa. Pociski. Tam również mam znajomego kierowcę, też dawnego z Leger i zachęca mnie żebym się do nich udał bo szefowa chętnie kupi trucka żeby zatrudnić konkretnego kierowcą. I co jest fajne w tej firmie że ich trucki to wypasione Kenworthy, pięknie pomalowne razem z chłodnią. Co więcej, nie mają kagańców i mogę w stanach jechać tyle ile jest ograniczenia na drodze. Jazda truckiem 120 km/h to niepowtarzalne uczucie, zapewniam Was. I Diablo buja się po całej Ameryce. Mają magazyny z kulkami paintballowymi w każdym kierunku który mnie interesuje. Co więcej, tryb pracy jest tam zmienny bo czasami truck jest wysyłany na jakiś turniej (na przykład do Los Angeles) i dowozimy cały sprzęt oraz pomagamy go montować a później firma wysyła nas na parę dni do hotelu i płacą za każdy dzień jak normlany dzień pracy. Sadzę że będzie to jedna z moich bardziej konkretnych opcji. Jedyny minus to że będę musiał się zajmować serwisem trucka, czyli będę musiał z nim jeździć zmieniać olej, na smarowanie i tak dalej ale za to wszystko również jestem opłacany.

Mógłbym pisać więcej na temat kolejnych firm które mnie interesują ale sądzę żę już wszystko ogarnąłem i raczej pisząć dalej bym się powtarzał, czego jak już wiecie nie cierpię robic ;)

Na koniec, pwoiem Wam tylko że jestem pod ogromnym wrażeniem bo któryś z widzów bloga lub YT wrzucił mój filmik na portal joemonster.org i od tego czasu w ciągu jednego dnia chyba miałem ponad 45 tyś obejrzeń tego filmiku, co również przerzuciło się na oglądalność tego bloga. Wczoraj miałem tutaj ponad 6 tysięcy wejść co jest niesamowite. Dziękuję wszystkim jeszcze raz za to że interesuje Was żywot normalnego kierowcy.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Relacja z wakacji z Norwegii część 2.

Postanowiłem Was zasypać zdjęciami. Co tu wiele mówić, Skandynawia, a w szczególności Norwegia, jest piękna. Tyle różnych krajobrazów, które miałem okazję zobaczyć przez ostatnie dni cały czas staram się upchać w mojej wyobraźni żeby utrwaliły mi się jak najdłużej w pamięci. I tak jak mi mówiła moja intuicja: im dalej na północ, tym bardziej dziko i tym bardziej ciekawiej, przynajmniej dla mnie. Muszę również podziękować widzom z Norwegii, od których dostałem maile ze wskazówkami co warto zobaczyć w tym dziewiczym kraju. Skorzystałem z niektórych i muszę szczerze przyznać że nie żałuję. Jestem Wam bardzo wdzięczny. Moja trasa trochę się wydłużyła i wyszło mi to na dobre bo jeszcze bardziej zaczarował mnie ten kraj.

Dokładnie nie pamiętam gdzie robiłem wszystkie zdjęcia, ale gdy minąłem Oslo, kierowałem się najpierw na północ a później na zachód. W tym kraju tak jest że jadąc obojętnie gdzie, zawsze czeka nas miła niespodzianka: nieskończona ilość pięknych widoków. Często dzień zaczynał się od mgły i deszczu ale pogoda potrafiła się zmienić o 180 stopni na odległości paru kilometrów.
Dziwne nie jest bo obecność lekko podgrzanego morza oraz wysokich gór powoduje zmienną pogodę. Tu na zdjęciu widać fiord nad którym spędziłem noc a niżej...
ten sam fiord tylko gdy się obudziłem. Muszę też przypomnieć że zmierzając coraz bardziej na północ noce stawały się coraz krótsze aż do momentu kiedy na zewnątrz było cały czas jasno. Tylko gdzieś o 2 rano robiło się delikatnie szaro ale nigdy ciemno. Nie łatwo było usnąć.
Im dalej na północ tym lepiej. W pewnym momencie nie wiedziałem gdzie stawać i pstrykać zdjęcia.
Nie ma to jak relaks nad wodą, słuchanie ciszy oraz uczucie wiatru na policzkach. Wszystkie sprawy związane z życiem codziennym wydają się tak dalekie, tak nie realne tak nie pasujące do tego świata. Zawsze popadam w głębszy stan zamyślenia gdy jestem w takich miejscach. Człowiek powoli oddala się i zapomina czym jest ziemia i niestety żyje w innym sztucznym świecie.
Tak na marginesie dodam że Polacy lub ogólnie Europejczycy, którzy marzą o krajobrazach z Ameryki, mogą część ich odnaleść właśnie w Norwegii. Czasami zastanawiałem się czy jestem w górach skalistych w Kanadzie, czy w Wyomingu w stanach.



I co jest fajne w Norwgii to promy łączące niektóre odcinki dróg. Niestety coraz więcej buduje się mostów i tuneli ale mam nadzieję że nigdy nie zastąpią wszystkich promów. Małe promy kursujące bardzo często na krótkich odcinkach i za dość dostępną cenę.
Daje to niepowtarzaną okazję podziwiania widoków z innego punktu widzenia.

Co do kasy. Ceny w Norwegii są zawrotne mimo że za 1 PLN otrzymamy około 2 norweskie korony. Średnia cena paliwa : 6.80PLN za litr ropy a 7.45PLN za litr benzyny. Tunele i mosty też trzeba słono opłacać. W sumie można powiedzieć że największy koszt mojej podróży to było paliwo i opłaty za drogi bo jedzenie zabrałem ze sobą (przyzwyczajenie zawodowego kierowcy: żarcie picie i kuchnię zabieram ze sobą :) ). Przypuszczam że W Norwegii zarobki są dużo większe niż w Polsce ale jak na skromnego polskiego turystę w pewnym momencie zaczęły mnie irytować ceny za wstęp w różne miejsca turystyczne.











 Tutaj już w dorodze do NordKapp. Nie wiem co pisać wobec ogromu takiego krajobrazu. Zostawię puste miejsce dla Was żebyście wyobrazili sobie ciszę, szum fal i wiatru.


Tu spotkanie z reniferami. Są potulne i bardziej przewidywalne niż sarny. Do tego niektóre oswojone i przywódca stada. Chętnie bym zabrał jednego do domu.


No i dotarłem na sam koniec. Niestety mimo dwóch podejść nie zabuliłem kasy za wejście na punkt obserwacyjny ( około 120 PLN) bo stwierdziłem że oglądanie mgły mnie nie interesuje. Wyprawa do NordKapp kosztuje słono, bo trzeba zapłacić za przejazd przez tunel pod morzem aż dwa razy: w jedną i drugą stronę (145NOK x 2 co daje okolo 150 PLN) Generalnie jest tak że za przejazd przez tunel lub most płaci się w jedną stronę a w drugą jest gratis. Niestety nie tutaj. Do tego wejście na punkt obserwacyjny 235NOK (120 PLN) i cała wyprawa kosztuje nas minimum 270 PLN. Ale cóz wakacje kosztują :)

Gdy już dotarałem na samą północ Norwegii zacząłem powrót do domu. W Finlandii nie zobaczyłem nic nowego co mogło mnie zaciekawić. Lasy, lasy, lasy i jeziora oraz pustki. Coś takiego jak północne Ontaorio w Kanadzie minus skałki. Zrobiłem to w szybkim tempie bo akurat tak szło :). I tyle. Teraz trochę relaksu na Mazurach, powrót do domu i zacznę dalej coś planować: jeszcze 6 tygodni wolnego czasu zanim zacznę się drapać w głowę i myśleć o znalezieniu jakiejś pracy za oceanem.