Do tego Dafik cały czas zostawia za sobą ogrooooooomną niebieską smugę. Też się boję że mnie za to zatrzymają. Tankuję częściej AdBlue niż paliwo. Ma znów iść na serwis (dlatego jadę prosto na bazę). W sumie już się lekko przywiązałem do mojego nowego domu i gdyby nie ta denerwująca chmurka przy każdym przyśpieszeniu, auto pod względem mechanicznym jest #1.
Teraz coś na temat ostatnich chwil spędzonych za kółkiem przed powrotem do domu. Wyrobił się u mnie dziwny nawyk przygotowania wszystkiego dzień wcześniej przed ostatnim odpoczynkiem. Moim celem jest podjechanie na bazę, wypięcie naczepy, oddanie dokumentów oraz przeładowanie rzeczy do auta w 30 minut góra. Psychol ze mnie nie? Dyscyplina przede wszystkim :D. Ale to wcale nie takie trudne. W Kanadzie miałem tylko jedną torbę sportową na ubrania i jedną dużą torbę na pojemniki po jedzeniu. Reszta rzeczy zostawała choć nie miałem ich tak dużo. Torby leżały spakowane, dokumenty wypełnione i włożone w kopertę. Volvo stawiałem pod płotem i czekało na mnie aż do następnego wyjazdu i mógł to być dzień a nawet i 5 dni. Właściciel nie płakał że traci pieniądze. Korzystał z tego czasu na prewencyjne naprawy i czasami ewentualnie inny kierowca go brał do pracy lokalnej. I tak jest w większościach firm w Kanadzie.
Przez ostatni dzień jechałem od jedenastu do czternastu godzin plus 15 min na zatankowanie paliwa. Zależy jak mi się układała książka z czasem pracy. Przeważnie startowałem z przedmieść Chicago w Stanach i jedym pędem, nie zatrzymując się nigdzie przez 1200km grzałem prosto do miasta Cardinal w prowincji Ontario (jakieś 170 km przed Montrealem) gdzie zawsze tankowaliśmy paliwo przed zjechaniem na bazę. Mój kumpel, też mocny i nawiedzony trucker, często mi mówił że przeginam ale ja po prostu tak mam. Bardzo lubie długie odcinki jazdy non stop. Mój rekord osobisty to 1350 km w 13 godzin w tym granica z USA. Uwierzcie mi, z tym planowaniem przesadzam bo często wyjeżdżając z Kaliforni liczyłem o której będę przeskakiwał Toronto 4000 km dalej. I generalnie prawie zawsze mi wychodziło. Przejazd przez to miasto tak na mnie działa jak psychoza. Zresztą na chłodni nie miałem zbytnio wyjścia. Terminy były przeważnie dla podwójnej obsady a ja byłem sam. W Leger nazywali mnie Teamem :D. Tak na marginesie to szurnięty team wraca z Kalifornii w 50 godzin, dobry w 60, normalny w 70 a ja wracałem w około 75-78 godzin. Ustalam sobie cel i później tylko go konsekwentnie realizuję ale nigdy nie poświęcam snu! Zostawiam małe okienko na niewiadome i przeważnie mi się udaje.
I tutaj też planowanie górą! Lubię mięć kontrolę nad tym co potrafię. Wszystko w Dafie jest spakowane, gotowe do wyładunku. Karta drogowa wypełniona, brakuje tylko wpisu kilometrów przekroczenia granicy polskiej i zjazdu na bazę. Szkoda tylko że tutaj nie da się tak gnać... I tak obliczam że jutro między 13 a 15 jestem w Sierpowie i wolne! Minimum 5 dni a może i więcej. Zobaczymy co tam wymyślą na serwisie.
Trochę techniczny ten post. Mam nadzieję że Was nie zgubiłem gdzieś po drodze :). Ale taka często jest rzeczywistość kierowcy : zmaganie się z czasem.
Wysłane z iPhone'a