Za mniej niż dwa tygodnie wsiądę w samolot i w ciągu osiemnastu godzin znajdę się w Montrealu. Mam niestety siedem godzin okienka na przesiadkę w Amsterdamie. Jakoś to wytrzymam i skorzystam z okazji by ponownie połazić po ulicach tego miasta.
Wiem dokładnie jaka rzeczywistość czeka mnie za wielką wodą: w końcu spędziłem tam ponad 20 lat mojego życia. Opiszę Wam ją zatem, celem lepszego poczucia tematu gdy zacznę już stamtąd nadawać. Pamiętajcie że to jest Kanada jaką ja widzę i nie każdy rodowity lub nie rodowity kanadyjczyk koniecznie zgodziłby się z moim poglądem. Opiszę rzeczywistość Montrealską bo taką najbardziej znam. Życie na zachodzie Kanady jest całkiem inne i bardziej podobne do życia w Stanach Zjednoczonych.
Zacznijmy od tego że to kraj o wielkim spektrum narodowości. Ludność to mieszanka z całego świata. Imigranci przeważnie osiedlają się w dużych miastach, najczęściej w Toronto, Montrealu oraz Vancouver. Trzeba również dodać że kraj jest podzielony na prowincje i ta, do której jadę jest jedyna francuskojęzyczna. Quebec już dwa razy próbował odłączyć się od Kanady i starał się stać suwerennym państwem (rok 1980 i rok 1993). Jak do tej pory jest to jedyna prowincja, która nie podpisała konstytucji kanadyjskiej. Sam jestem za tym żeby Quebec odłączył się od Kanady, bo od setek lat naród ten był zawsze pod dyktando sił pieniądza i Anglików. Ludzie z Quebecku zawsze myśleli inaczej niż reszta Ameryki Północnej. Kanada coraz bardziej upodabnia się do Stanów Zjednoczonych, dowód na to są ostatnie wybory gdzie większość Kanadyjczyków wybrało populistyczną prawicę, która rzuca sloganami pod publiczkę, a robi dokładnie to na co ma ochotę będąc już przy władzy nie licząc się z nikim tylko z pieniędzmi wielkich korporacji. Jedynie obywatele Quebecku blokiem wysłali do parlamentu przedstawicieli parti lewicowej. Największa metropolia w Quebecku to oczywiście Montreal. Język francuski zaczyna stamtąd być powoli wypierany, co mnie bardzo niepokoi. Mimo że nie mam nic przeciwko angielskiemu wolę mówić po francusku w mieście, które zawsze było francuskojęzyczne.
Życie jest dość łatwe w tym kraju. Podstawą wszystkiego jest posiadanie samochodu gdyż komunikacja miejska nawet w dużych miastach jest skonstruowana tak żeby dowieść ludzi z i do centrum miasta w godzinach szczytu. Gdy przykładowo człowiek ma to nieszczęście nie pracowania w centrum miasta, to pokonanie odcinka dwudziesto-kilometrowego może zająć grubo ponad 2 godziny a autem nawet w korkach zajmie to góra godzinę. Koszt życia jest dość drogi, największa część budżetu rodzinnego idzie na wynajęcie lub spłatę mieszkania oraz na transport. Mimo tego że paliwo jest tańsze niż w Europie (około 4.17PLN za litr benzyny) to pokonuje się tam dużo większe odległości. Do tego oferta producentów samochodowych jest taka, że na rynku aut osobowych nie ma dostępnych silników diesla. Jedyny producent to Volsvagen ale oferuje on tylko swoje bardziej luksusowe wersje z silnikiem na ropę. Instalacje gazowe to bardzo rzadka sprawa i żeby znaleść stację która sprzedaje auto-gaz trzeba dobrze się naszukać. Dlatego więc transport stanowi dużą część wydatków. Będąc singlem mogę spokojnie powiedzieć że za kwotę 2000$ dolarów miesięcznie utrzymam się bez większych problemów nie odmawiając sobie zbyt wiele. Teraz wszystko zależy od tego oczywiście ile się zarabia. Na truckach w zależności od tego w jakiej firmie się jeździ, można zarobić w granicach 4000$ - 5500$ CAD na miesiąc na czysto. Mówię oczywiście o pracy na długich trasach bo będąc kierowcą miastowym nie zarobimy więcej niż 700 -800 CAD na tydzień. Tak, tam generalnie wypłaty dla zawodów bez większego wykształcenia są co tydzień lub co dwa tygodnie. W moim przypadku, gdy wracam z trasy, pieniądze za kurs wpływają mi na konto maksymalnie do siedmiu dni po zakończeniu zlecenia transportowego. Koszt życia jest inny w każdej części Kanady ale generalnie jest tak że im dalej jedzie się na zachód (Saskatchewan, Alberta, British Columbia) tym jest drożej. Oczywiście w tych prowincjach zarabia się proporcjonalnie więcej.
Poziom biurokracji jest dość duży ale wszystko w miarę dobrze rozwiązane także obywatel nie odczuwa tej ogromnej maszyny na swoim własnym ciele. Nie ma pieczątek, nie ma czegoś takiego jak wniosków na każdą okazję. Przykładowo gdy chcę zarejestrować auto wystarczy że powiem pani w okienku że chcę to zrobić i po bólu. Dowód rejestracyjny drukuje mi na miejscu i mam go zanim odejdę od okienka. Gdy idzie się do urzędu to tracimy góra godzinkę a nie cały dzień jak to często bywa w Polsce. Dużo spraw można również załatwić przez internet tak jak np bezrobocie, odnowienie pewnych dokumentów itd itp. Służba zdrowia jest publiczna i uniwersalna dla każdego Kanadyjczyka, czy pracuje czy nie. System ma bardzo dobrej jakości usługi ale dostać się do niego to całkiem inna sprawa. Są tak samo długie kolejki żeby dostać się do specjalisty jak w Polsce a co jest najciekawsze że prawo kanadyjskie zabrania otwierania prywatnych gabinetów, gdzie się płaci za usługi. Są oczywiście firmy, które starają się to ominąć. Jest pewien trend, który właśnie idzie z zachodu, żeby sprywatyzować publiczny system zdrowia ale ciężko będzie im to zrobić bo dla wielu Kanadyjczyków jest to największy symbol bycia Kanadyjczykiem.
Co jeszcze mogę dodać. Jest to ogromny kraj ze stosunkową małą ludnością bo tylko 30 milionów mieszkańców. Przestrzeni tam im nie brakuje. Wystarczy wsiąść w samochód i 100km dalej znajdujemy się w totalnie dziewiczych terenach. Dużo ludzi jeździ na ryby, na polowanie i inne przyjemności. Zimy są z reguły srogie z dużymi opadami śniegu. Choć i tam zmiany klimatyczne dają się we znaki, bo coraz to bardziej dziwne zjawiska zdarzają się w różnych porach roku.
To chyba wszystko co mogę powiedzieć ogólnie na temat kraju, do którego udam się za nie całe dwa tygodnie. Tak szczerze to mi się za bardzo nie chce, bo przywykłem już do Polski. Tutaj przynajmniej czuję się że jestem u siebie w domu. Tam niby też ale nigdy tak jak w Polsce. Zauważam jednak, że za każdym razem gdy przyjeżdżam do Polski zostaję tutaj na coraz dłuższy okres czasu :) Więc nie jest źle. Póki co trochę tu, trochę tam, no i dziki zachód. :D