środa, 19 września 2012

Trzeci wyjazd w te same strony.

Już trzeci raz przybywam do British Columbii w Kanadzie w ciągu jednego miesiąca. Trzeci raz przemierzam ten ogromny kraj. Głównie jeździ się tutaj w okolice Vancouver, największego miasta w tej prowincji. Kierowcy z Quebecku, ci rodowi, gdy jadą do Vancouver nie mówią że jadą do tego miasta. Na pytanie gdzie jedziesz odpowiadają: "Je m'en vais faire un BC" czyli dosłownie: jadę zrobić BC (wymowa tych dwóch liter jest oczywiście w języku angielskim: bi si). To taka mała ciekawostka na temat quebeckich kierowców, którzy uwielbiają swój język ale będąc otoczeni ogromnym basenem ludności angielsko-języcznej (około 350 milionów kontra 7 milionów) mimo woli przesiąkają tym drugim językiem. Szlak do BC coraz bardziej drukuje mi się w pamięci i ...

A więc tak. Każdy kierowca ma swoje widzimi się. Po pewnym czasie kończymy uczyć się zawodu, mamy opanowaną jazdę, wszystkie ważniejsze i mniej ważniejsze szczegóły związane z dokumentami oraz sposobami żeby ułatwiać sobie życiew trasie (każdy ma swoje własne sztuczki a czasami przekręty). Aż kiedyś w końcu przychodzi ten moment w karierze każdego kierowcy, w którym chciał by sobie ułożyć pracę tak jak ona mu pasuje.

Słowo pasuje zależy od każdego. Co człowiek to inny gust, inna sytuacja życiowa, inny chrakter itd itp. Jednemu pasują długie trasy, drugiemu krótsze, trzeci musi być co dwa dni w domu domu, kolejny co weekend, a jest jeszcze taki co chce być codziennie i zarabiać w miarę żeby coś z tego było. Wariantów jest mnóstwo. Większość kierowców, choć nie chcę generalizować, bierze pod uwagę wynagrodzenie w stosunku do czasu spędzonego poza domem.

Niestety w tej branży nie zawsze można otrzymać dokładnie to co się chce tylko to co daje rynek oraz parszywe bezlitosne, rządne krwi, spedycje. Generalnie kierowcę ma się zawsze w nosie i to on swoim własnym instynktem oraz doświadczeniem idzie tam gdzie mu najbardziej pasuje lub tak jak mu się wydaje. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej, kierowca, który siedzi już w zawodzie parę lat, często gęsto zadaje więcej pytań niż ten co przyjmuje. Chce po prostu wiedzieć w co się pakuje i potwierdzić lub nie to co słyszał od innych kierowców (a niektórzy kierowcy mają bujną wyobraźnię, wierzcie mi).

Taaaaaaa, BC trzeci raz pod rząd. Nie to że nie lubię tego, ale zaczyna być lekko monotonnie. Nie mam większych obowiązków, lubię być rzucany po całym kontynencie, pewnie wiecie że najczęściej do Kaliforni ale jakoś w Prince uparli się na British Columbię gdy chodzi o mnie. Nie to że nie lubię tutaj przyjeżdżać, oj nie! Gdyby ktoś mi powiedział że będę jeżdził tyko do Kaliforni i nigdy więcej już nie dostanę ładunku do BC, nie odebrałbym tego dobrze. Po prostu, lubię tam, tu a może jeszcze gdzieś, gdzie mnie nie było (motto: im dalej tym lepiej). Do tego dochodzi fakt że powroty do domu coraz częściej mają przystanek w Toronto (strata czasu na rozładunek i załadunek nie mając za to większej kasy tyko marne 50$ lub czasami więcej w zależności od tego ile jest miejsc rozładunku) zaczynają mnie troszkę niepokoić.

W sumie to normalne. Tak wygląda sytuacja na chłodniach latem. Nie ma zbyt dużo pracy, bo sklepy tak jak i duże sieci spożywcze wolą zaopatrywać się w owoce i warzywa lokalnie, oszczędzając na koszcie transportu. Zatem mówię sobie że do jesieni sytuacja się zmieni, biorąc pod uwagę fakt że rok temu zacząłem pracę w październiku i tylko dwa razy załapałem się na ładunek inny niż do Montrealu oraz rzucano mnie po całym kontynencie. Nie miałem więc doświadczenia pracy w trybie letnim w Prince. Pożyjemy zobaczymy.

Ten post miał na celu odsłonić jedną z ponurych stron tej branży. Człowiek chce robić to co lubi ale nie zawsze się to udaje. Jazda w to samo miejsce dla niektórych jest rajem a dla mnie staje się lekko uciążliwa. Wiem wiem, przesadzam. Jak wspomnę moje początki w innej firmie gdy wysłali mnie gdzie indziej niż Ohio, dostawałem zielonej gorączki z podniecenia, tak teraz narzekam że jadę trzeci raz do British Columbii.
 :D :D :D Już nie marudzę i chyba zaczynam cieszyć się że tu jestem nawet jeśli jest to trzeci raz pod rząd.

Jutro rozładunek w Waszyntgotnie, przedmieścia Seattle, w czwartek załadunek, przemieścia Portlandu w Oregonie i później mam cztery dni na pokonanie czterech tysięcy kilometrów na luzie i rozładunek w trzech miejscach w Ontario w Kanadzie (kończę w okolicach Niagary Falls). Mam wybór między autostradą 84 w Oregonie a drogą drugorzędną... jaką wybiorę co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

10 komentarzy:

  1. Swieta prawda, mnie tez monotonne trasy przyspazaja o mdlosci. Taki to juz zawod ze mamy wiele czasu do przemyslen podczas dluzszych tras i po tobie widze ze nie tylko mnie to dotyczy. U mnie zaraz rozladunek warzyw w kolonii, nocka minela wiec juz pojdzie jak z platka. Pozdrawiam panie rafale, szerokosci ;)
    Seweryn M.

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny wpis. Szerokości i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapewne wybierzesz drugorzędną drogę co? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. głębokie przemyślenia :), ale z pracą w trasie jest jak z miłością : niby to uczucie zawsze sie nazywa tak samo czyli miłością ale za każdym razem jest jednak inaczej , wiec nie marudź ;) bo nigdy nie wiadomo co ciekawego się przydarzy na tej samej trasie ;) szerokiej i bezpiecznej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. my też nie mamy wątpliwości pozdrowienia Rafał

    OdpowiedzUsuń
  6. Rafale, jak zwykle ciekawy wpis i jakiś filmik by się przydał.Tak trzymaj.
    Pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  7. A tak na czwarto trasę możę poludnie USA co?

    OdpowiedzUsuń
  8. A kiedy do Edmonton zajedziesz wkoncu?

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj tam, oj tam! Akurat ta zła strona nie wygląda tak strasznie! Głowa do góry! ^^

    Pozdrawiam, szerokości i ładnej pogody bo ją sobie najbardziej cenie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko klarowne i przejrzyste;) Podobają mi się takie przeloty na pusto! Szkoda, że nie zahaczyłeś o Death Valley-ktoś to proponował na FB:)
    Pozdrawiam i czekam na następne "ciemne strony transportu"...

    OdpowiedzUsuń