czwartek, 29 września 2011

Praca czyli jazda z przyjemnością.


Muszę przyznać że troszeczkę odwykłem od tutejszego trybu pracy. Zostało mi parę nawyków z Europy . Przez pierwsze dni, gdy mijały trzy godziny jazdy, moje oczy czasami unosiły się do góry i mimo woli szukały tachografu żeby sprawdzić ile jeszcze mogę jechać przed obowiązkową pauzą. Tutaj można jechać ile wlezie bez żadnej przerwy. Jeśli się to kierowcy podoba może machnąć na raz 13 godzin w Kanadzie a w Stanach 11. Kiedyś tak robiłem i po takim czymś wysiadając nogi miałem jak z waty. Teraz już raczej tego nie robię choć czasami lubi mi odbić. Jadąc na tak dalekie wyprawy z odrobiną dyspypliny można dość łatwo zarządzać swoim czasem i bez większego przesadzania robić sobie małe przerwy, które i tak nie mają większego wpływu na przebieg całej podróży. 30 minut w tą stronę czy w drugą nie sprawia wielkiej różnicy.

Na zdjęciu obok moje Volvo podczas załadunku oraz na Wasze zamówienie parę zdjęć wnętrza. Jest dwu letnie a na liczniku ma już nabite 900 tyś kilometrów. Normalka. Podwójna obsada pewnie na nim cały czas ćwiczyła Kalifornię a taki kursik to minimum 10 tyś km w tydzień lub szybciej. Autko jest w bardzo dobrym stanie, jeszcze nie jest rozklekotane i w środku nawet całkiem czyste i nie zniszczone. Trochę się zadomowiłem ale nie do końca bo najprawdopodobniej będę musiał go oddać jakiemuś teamowi. W końcu po dwóch latach ciągnik nie jest jeszcze spłacony więc podwójna obsada będzie robiła dużo więcej kilometrów niż ja sam. Dlatego więc nie przyzwyczajam się zbytnio choć szczerze powiem cholernie mi to Volvo pasuje :D. Jest mniejsze od tego poprzedniego w LEGER. Różnica jest taka że nie ma okien na dole, salonik jest ciut krószy i ciut węższy. Ale i tak jest zajefajne rozwiązanie ze stolikiem i siedzeniami. Najbardziej brakuje mi dolnych okien, bo przy upałach można je uchylić i zrobić fajny przeciąg. Jestem kategorycznym przeciwnikiem zostawiania silnika na chodzie.






 Wracając do pierwszej wyprawy. Jak narazie nie mogę narzekać na firmę. Wręcz przeciwnie, jestem zadowolony. Moje pierwsze trzy zrzutki na tym kontynencie odbyły się bezbłednie, pierwsza w poniedziałek a pozostałe dwie we wtorek w Edmonton. Później szybki telefon do biura w Montrealu i dziesięć minut później dostałem info o moim załadunku drogą mailową. Załadunek dosłownie 20 km dalej i gotowy już od razu. Wyśmienicie! Z Edmonton załadowałem całą naczepę nawozu, która szła do Oregonu. I tutaj drugi powód do uciechy. Droga, którą przyszło mi jechać należała do tych przeze mnie jeszcze nie zdobytych! Do tego same drugorzędne: czysty rarytas. Z Edmonton kierowałem się na południe Alberty i za Calgary odbiłem ciut na zachód w stronę gór skalistych. Im bliżej nich tym piękniej i ciekawiej. I tak już na samym południu skręciłem w dolinę, która później zmieniła się wąwóz. Nawet nie zdążyłem się skapnąć że siedziałem już za kółkiem non stop siedem godzin i zmęczenie poczułem dopiero wtedy gdy zaciągnąłęm hamulce i poszedłem do kuszetki. Najwyraźniej widoki stłumiły wszystkie inne zmysły zostawiając tylko dwa aktywne: przyjemność z jazdy i upajanie się pięknem widoków przede mną. Dzisiejszy dzień czyli środa był bardzo podobny. Czysta jazda i minimalny stres na początku dnia związany z przekraczaniem granicy amrykańskiej po raz pierwszy od roku. Niby to nic takiego ale zawsze jakieś małe uczucie trwogi czy tremy. Nie wiem po prostu tak mam. Celnicy amerykańscy nie należą do rasy bardzo miłych istot i styl oraz ich pytania czasami mogą wprowadzić człowieka w stan niepewności. Dzisiejsza odprawa trwała dokładnie 3 minutki, standardowe pytania i nic poza tym. A później przebijanie się do Oregonu przez Idaho i Washington. To ostatnie zdjęcie to jazda I84 wzdłuż ogromnej rzeki Columbia. Pierwsze dwa: południe Alberty wczoraj po południu.

Jutro zostaje mi tylko zrzucić towar w Hillsboro,OR (niedaleko Portlandu) i najprawdopodobniej dostanę 24 godziny spokoju bo muszę sobie zresetować cykl pracy. Taka czynność wymaga aż 36 godzin, więć dodając 14h, które spędze dzisiaj pod firmą plus 24 zrobi tak że już w piątek rano będę gotowy na załadunek i heja! Do Montrealu!

Póki co jestem zadowolony i z pracy i z firmy.

16 komentarzy:

  1. No No Rafał. Jestes zawodowcem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby tak dalej Rafał!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, te puste drogi... Te widoki i ten klimat...
    Ciągnie wilka do lasu... Tylko obowiązki na to (niestety) nie pozwalają!
    Ja zawsze lubiłem podwójną obsadę, może dlatego, że rzadko trafiałem na jakiegoś „przytrzaska”… Ale po tym poście, już chyba rozumiem dlaczego Ty jej nie znosisz 10tyś tygodniowo-to już fabryka! Kierowca zamienia się w maszynistę-nie wpadli jeszcze na pomysł, żeby wybudować tam kolej???
    Pozdrawiam i szerokości!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe, volvo bardzo ladne, szkoda ze bedziesz musial je prawdopodobnie oddac :( Ciesze sie, ze wszystko Ci idzie zgodnie z planem i trzymam kciuki zeby tak zostalo jak najdluzej :)


    PS. Fajnie sie to niebo komponuje z krajobrazem na zdjeciach ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za opis i foto Volva. Mam nadzieję, że wkrótce skecisz jakieś fajne video z pierwszej wyprawy po powrocie za Wielką Wodę.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. To dobrze, że jesteś zadowolony ze swojej nowej pracy. Powodzenia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. No Rafał nareszcie zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia i komentarz!!!
    I o to chodzi !!!
    Czekamy na więcej.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam Rafale
    Czytając ostatnie posty mam wrażenie że pracując za oceanem wypoczywasz i regenerujesz siły lepiej niż podczas urlopu w europie. Wszystkiego dobrego i powodzenia w codziennej realizacji marzeń.

    belfigg

    OdpowiedzUsuń
  9. ja Tobie jednak trochę współczuję. Tutaj piszesz, że wolność, że robisz to co lubisz, że się spełniasz, że nie masz nad sobą bata, że nikt Cie nie popędza.

    No ale przecież, facet (a przynajmniej znaczne 90%) ma zaszytą chęć zbudowania rodziny, domu, potomka i przysłowiowego drzewa dodając do tego oczywiście psa.

    Pewien czas obserwuję Twoje posty i nie ma co ukrywać, w dość dużej mierze pokazujesz swoją prywatność. Temat dotyczący rodziny poruszałeś dosłownie kilka razy i w dodatku niemalże po jednym zdaniu.

    Z mojego punktu widzenia ta Twoja "wolność" to jest ucieczka przed samym sobą lub przed czymś czego się obawiasz. Nie jest to krytyka, ale wniosek. Uchyl na rąbka informacji, jak to z Tobą w końcu jest?

    OdpowiedzUsuń
  10. a może prywatność, to po prostu PRYWATNOŚĆ... Wydaje mi się, że wielu myli ją z ekshibicjonizmem! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła... ale może kiedyś(dla namolnych) Rafał założy bloga o życiu rodzinnym, posadzonych drzewach, wybudowanych domach i psach... :)
    Pozdrawiam!
    ps.W tej pracy nie ma czasu(niestety) na prawdziwy DOM, bo w domu się mieszka...

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mialem to samo co Rafal, kilka rozczarowan i przez 7 lat jezdzilem po europie, patrzylem na widoki i bylo cudownie, teraz znalazlem dziewczyne i z moim DE przenieslolem sie na dzwigi i satysfakcja ogromna...nawet nie wiedzialem....trzeba duzo wiedzy teoretycznej i praktycznej...fajnie zarabiam i wieczoczem jestem w domu a w nocy kocham sie...i to jest zycie

    OdpowiedzUsuń
  12. To jeszcze do tego mojego "ps"... Chodziło mi o to, żeby ten dom był to trzeba w nim bywać i to częściej niżby było można... Tak jest Sławek, ja przesiadłem się na autokar, mam tak jak Ty i tylko od czasu do czasu wyjadę na kilka dni, chociaż ciągnie wilka do lasu-OJ CIĄGNIE!!! Ale mamy Rafała, jego zdjęcia i filmy... A reszta to już kwestia zorganizowania sobie urlopu!

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja mu zazdroszzce ze spełnia swoje cele ja tak nie potrafie

    OdpowiedzUsuń
  14. No mnie tez ciagnie, jak nie raz jade autostrada i leci jakas fajna muzyka, oj jak nieraz chcialbym zucic wszystko i z powrotem w trase :) Dobrze ze to sa tylko mazenia i ochlaniam sie....no ale pomazyc mozna :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przy takich widokach łatwo o wypadek... :/

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam
    Ja też bym tak chciał !
    Kiedyś miałem volvo fl6 i śmigałem po Polsce lecz to nie to
    Marzę , że kiedyś wyruszę z Żoną w trasę po Stanach
    Aktualnie siedzę w małej mieścinie już bez flki pilnując upadającego biznesu i myśłąć o powrocie za kółko by możę odbić się od dna ..
    i zapomieć o tym zasranym kraju
    Kocham go lecz on mnie nie kocha
    A w ciżarówce jest się wolnym
    Pozdrawiam
    P.S czy może wiecie jak dostać pracę w stanach na kat C
    kawa@cafearka.pl

    OdpowiedzUsuń