niedziela, 27 stycznia 2019

Cykle w Świecie Transportu Kołowego.

Pracując w branży jako zwykły kierowca pracownik od ponad czternastu lat zdążyłem zauważyć parę ciekawych zjawisk, które pozwoliły mi zrozumieć jak działa rozwój przedsiębiorstw. Firmy upadają albo wybijają się na wyżyny ogromych korporacji w zależności od wielu okoliczności a szczególnie osobowości zarówno zarządzających jak i pracowników zatrudnianych przez firmy. Oczywiście sytuacja na rynku również odgrywa swoją rolę ale według mnie dwa pierwsze czynniki są krytyczne. Będzie to subiektywna opinia na podstawie obiektywnych obserwacji.

Na początku przyjmijmy, że ogólne warunki na rynku są w miarę stabilne. Mam na myśli, że nie ma żadnych „rewolucji prawnych” które zmieniają zasady gry i interesów z dnia na dzień. Jako przykład mogę podać wkroczenie na rynek europejski wschodnich przewoźników skutkiem rozszerzenia EU, lub niedawne wprowadzenie elektronicznych tachografów w Ameryce Północnej. Nie, na początku załóżmy że warunki są przewidywalne i firmy, które są na rynku oraz te dopiero wchodzące dobrze znają zasady gry i nic w najbliższej przyszłości nie zapowiada większych zmian.

Rozwój transportu kołowego, podobnie jak reszta kapitalistycznej gospodarki, jest oparty głównie na wzroście i konkurencji. Ekonomia wzrasta, frachtu do przewiezienia przybywa, więc powiększanie taboru w dużych korporacjach lub powstawanie nowych małych firemek jest rzeczą naturalną. Nie mniej jednak transport, nawet gdy gospodarka się rozwija, ma swoje cykle. Jaki cykl, zależy od typu frachtu przewożonego. Inne warunki i okoliczności panują gdy przewozi się towar na chłodnich lub na plandekach. Nie wiem jak jest w Europie ale w Kanadzie, gdy wraca się z świeżymi produktami jak owoce i warzywa, czekanie na wypłatę za wykonaną usługę bez obcinania procentów za pośpiech jest szybki. Czasami nawet parę dni w zależności czy się bierze towar prosto dla klienta czy pośrednika. Jest to najprawdopodobniej związane z większym ryzykiem i kosztem podejmowania przewozu rzeczy świeżych.  Ma to również związek z tym, że takie produkty szybko znikają u konsumenta. Gdy firma odbierająca odrzuca towar z różnych przyczyn, za stracony towar obcina z frachtu. Na ładunkach dry (suchych) lub po europejsku „wszystko co się da przewieść na plandece” czas oczekiwania za wykonaną usługę waha się między trzydziestoma a sześćdziesięcioma dniami. Pewnie dlatego, że wysyłający czeka najpierw na wypłatę za towar zanim będzie miał gotówkę żeby zapłacić za przewóz. W sumie to nie ma większego wpływu na konkurencyjność i rozwijanie się firmy tylko jest dość dużą blokadą dla małych firm, które zaczynają swoje istnienie. Koszt kredytu lub obcinanie z frachtu za szybsze wypłaty zmniejsza ich marżę oraz automatycznie konkurencyjność. Osiągnięcie płynności finansowej nie przychodzi automatycznie, to dość długa droga. Chyba że ktoś zaczynając swoją działalność jest w stanie z góry wyłożyć gotówkę na koszty bieżące na dwa miesiące do przodu. Nie muszę wspominać ile kosztuje leasing lub spłata kredytu, paliwo, kierowca, składki, itd itp. Zysk z jedego składu w skali rocznej nie jest ogromy. W stosunku do inwestycji stałej (mowa o nowym sprzęcie i używanym) wynosi przeciętnie między 1 a 2 % i to też dużo zależy od tego ile auto jeździ, jakie były koszty „nieprzewidzianych” (naprawy, mandaty, kary itd itp). Nowe auto mniej się psuje (nie zawsze) a używane jest tańsze ale kosztuje więcej w utrzymaniu dlatego zysk jest bardzo podobny w obydwu przypdkach. Przy używce zawsze można mieć farta i jeździć bez większych awarii.

Pierwsze zdanie jakie usłyszałem przyjmując się do pracy jako kierowca, jeszcze będąc na przyuczeniu u Allana, to że transport ciężarowy jest oparty na kłamstwie. Muszę przyznać, że po tylu latach muszę się z tym zgodzić. Manipulacje, obiecanki, oddawanie usług za pewną lojalność, często kończy się inaczej niż pierwotnie zakładany scenariusz. Osób, które nadziały się jako zwykli kierowcy pracownicy, lub jako podwykonawcy albo właściciele swoich firm jest nie mało. W tej branży panuje zasada silniejszego i bardziej cwanego (w sumie przypomina mi to gatunek ludzki xD) Uczciwość, owszem zaczyna dopiero istnieć gdy firma wyrobi sobie pewną markę i stanie się poważnym i szanowanym graczem z określoną możliwością podstawiania aut i obsługi klienta. Wtedy znikają pośrednicy i przewoźnik dostaje frachty z tak zwanej pierwszej ręki. Nawet w tym przypadku przewoźnik musi często patrzeć za swoje plecy, bo zawsze znajdzie się ktoś kto będzie starał się zrobić to taniej i sprawniej. Ile razy gdy pracowałem na mieście spedytor kazał mi postać na ulicy pod firmą, gdzie frachty były wyrywane przez różnych przewoźników, i obserwowałem kto cofa się pod rampy.

Wracając do cykli. Na chłodniach jest tak, że praca jest sezonowa. W północnych prowincjach Kanady największe siano zbiera się od października do czerwca, poza tym okresem zaczynają się schody. Nawet nie finansowe. Firma może mieć dobre zaplecze gotówki, żeby przetrwać słabsze miesiące ale to nie zawsze wystarczy. Kierowców nie interesuje, że jest mniej roboty: oni chcą pracować, żeby ich ciągłość finansowa nawet w słabszych miesiącach byla taka sama. Jak mi to kiedyś szef powiedział: w lipcu praca jest ale nic nie zarabiamy. Zdobyć na tyle ładunków i utrzymać sprzęt w ruchu to też wyzwanie gdy warunki są nie przyjazne.

Przypadki firm, które rozrastają się dość szybko jest klasyczna. Może to wynikać z różnych sytuacji i okazji na rynku w danej chwili. Raz na jakiś czas, nawet w okresie ciągłego wzrostu w ekonomi znajdzie się jakaś większa firma, która polegnie na polu walki. Byłem świadkiem upadku trzech poważnych firm w mojej karierze: Leger, Mainsliner i Liason CanUS. Mimo pięknych kontraktów, solidnej struktury działania, upadły. Dlaczego? Powodów mogło być wiele. Złe lub zbyt ryzykowne decyzje finansowe, zakładające zbyt optymistyczne prognozy gospodarcze. Każda firma transportowa, musi liczyć się z tym, że prędzej czy później nastaje okres zwolnienia gospodarki i musi mieć odpowiednie zaplecze finansowe, żeby to wziąć na klatę. Do tego dochodzi, konkurencja innych przewoźników i ... docieramy do sedna sprawy konkuryncejności oraz błyskotliwego przechwytywania frachtów podkopując tym samym przeciwnika. Raz na jakiś czas  rosnąca korporacja potyka się, inne tylko na to czychają i pożerają ją jak sępy tym samym rozwijając się więcej. Gdy firma wejdzie na pewnien poziom, powiedzmy 1000-2000 ciągników istnieje mniejsze ryzyko, że się potknie.

Najlepszy przykład to firma gdzie obecnie pracuję. Gdy zaczynałem, Prince miał około 40 ciągników i 50 naczep. Obecnie mamy tabor około 220 ciągników i 450 naczep. Bardzo długo pełzaliśmy małym taborem chuchając i pielęgnując nasze małe kontrakty. Wydawałoby się, że nigdy się nie powiększymy. Dokupywanie lub leasingowanie składów jeden po jednym nie jest aż tak trudne. Stopniowy rozwój z jednego na dziesięć ma swoje ryzyko ale jest naturalnym etapem. Ta strategia ma swój limit i jeśli ktoś kto ma ambicje na inne wyżyny musi zaryzykować więcej.

Nasza firma zaczęła się rozwijać, gdy przyjeliśmy głównego spedytora z innej kulejącej firmy. Na początku skubaliśmy im ładunki wyjazdowe (te z którymi jedzie się na zachód, żeby dostać się tam gdzie są warzywa) a gdy producenci zobaczyli, że jesteśmy wiarygodni zaczęli przenosić większość frachtów do nas. Wtedy zaistniał moment ryzyka gdyż nasz tabor z 40 ciągników w ciągu dwóch miesięcy zwiekszył się o 30 nowych maszyn nie wspominając o naczepach, o kierowcach, których trzeba było zatrudnić i kasie na paliwo, którą trzeba było wyłożyć. Jakieś siedem miesięcy później Mainsliner upadł. Spedytor, który do nas przyszedł jest rodowitym Quebeckiem co pomogło nam bardzo dużo. Tu zaczynają się uklady i osobowości spedytorów. Kto ma większą charyzmę, jest bardziej wygadany i zna oraz czuje z daleka przekręt lub da możliwość firmie potencjał rozwijania się. Oczywiście bycie „swoim” w Quebecku też ma swoją wartość. Nie ma tutaj aż tak bardzo rasizmu, ale jednak lepiej dać ładunek komuś kto rozmawia tym samym slangiem i językiem jest naturalniejsze niż imigrantowi z nietypowym nazwiskiem. Zdobycie ładunków to również nie wszytko. Zatrudnienie odpowiednich kierowców to następna kwestia. Firma jet wiarygodna gdy dowozi ładunki na czas, nie uszkadza ich ani nie ma zbyt wiele wypadków gdzie znika cały sprzęt z frachtem. W Prince przez wiele lat przyjmowało się tylko kierowców z minimalnym trzy letnim stażem pracy. Teraz jest trochę inaczej ale dalej doświadczenie jest największym punktem brania. Choć doświadczenie nie onzacza automatycznie "bycie dobrym kierowcą". Istnieją różne przypadki na tym świecie.  

W transporcie jest jedna wielka zasada: ciągłe zmiany i nic nie trwa wiecznie. Każdy próbuje podkopać każdego, dlatego marże zysku są tak małe. Duże firmy w pewnym momencie nie idą na dobrze płatne frachty, tylko biorą co popadnie aby tylko kierowcy mieli pracę, sprzęt się toczył a firma na każdym składzie zarabiała mniej, do limitu opłacalności. Wtedy ilość robi swoje.

Mały przewoźnik musi jeździć za lepsze pieniądze, żeby mieć możliwość rozwoju i jest to możliwe. W całym chaosie transportu zawsze pojawiają się możliwości i okazje. Czasami trzeba wystawić się na wiatr, ale spedycje potrafią pamiętać gdy wyciągnie się je kilka razy z tarapatów.

Są jeszcze przypadki gdzie główne zasady się zmieniają, jak to miało miejsce w latach 2000 gdy EU otworzyła rynek dla polskich przewoźników. Większe firmy z zachodu nie mając wyjścia musiały pootwierać oddziały u nas, na polskich zasadach, żeby być konkurencyjnym i nie utonąć na zachodnim rynku. Zresztą, jestem wyznania, że to tylko pogorszyło warunki pracy kierowców w całej Europie. Takie poważne zmiany potrafią pociągnąć wiele firm na dno, ale dają też możliwość innym rozwoju lub zaistnienia.

Tyle moich wywodów. Podsumuję: transport to branża, w której ciągle się coś mieli i nie jest powiedziane że ten co dzisiaj jest na wozie nie potknie się i nie będzie pod. Trzeba mieć cały czas rękę na pulsie i obserwować wszystkie możliwe czynniki które wpływają na gospodarkę, na kierowców, na ich brak i tak dalej i tak dalej.

Mimo moich obserwacji do tej pory nie mogę się zdecydować na kupno własnego trucka. Jestem zbyt naiwny. Wiedziałem, że idąc we własną ciężarówkę i działalność byłbym łatwym łupem dla doświadczonych wyjadaczy. Według mojego kumpla, który nieustannie mnie namawia, dałbym sobie radę. Z jego obserwacji mam łeb na karku. Nie wiem. Cztery lata temu postanowiłem konserwatywnie zainwestować w dom dochodowy i jak na razie nie narzekam. Jestem grubo do przodu, mimo że pieniędzy które zarobiłem na razie nie widzę. Są w formie spłaconego kredytu przez lokatorów. Teraz rozmyślam nad drugą nieruchomością, ewentualnie małą knajpą z tanim żarciem w Polsce albo no właśnie: nad truckiem. Dalej lubię to co robię i nie widzę żebym miał pożegnać się z jazdą ale głos wewnętrzny mówi mi żebym ruszył tyłek i wykonał jakiś ruch. 



Pożyjemy, zobaczymy. Na razie wypracowałem sobie taką pozycję w społeczeństwie, że pracuję teoretycznie dla przyjemności, podróżuję ile chcę i rok w rok biorę około cztery miesiące bezpłatnego urlopu. Czy warto ryzykować żeby zmienić ten piękny żywot? Nie wiem :D



Podpisano, Rafał Zazuniuk, kierowca zawodowy.

5 komentarzy:

  1. Cześć Rafał.

    Dziękuję za ten wpis, przyjemnie się czytało. Wręcz przeczytałem go Twoim głosem :D

    Odnosząc się do tematu, kiedyś jeden mądry przedsiębiorca powiedział, że lepsze od zarządzania dużą firmą z ogromnym zyskiem jest tylko zarządzanie średnią firmą, która ma odpowiednio mniejszy zysk. Miał na myśli, że duże pieniądze nie rekompensują dużego stresu i odpowiedzialności.

    Podobnie jest pracując u kogoś. Jeśli chcemy podwyżkę, ale wiąże się to ze zmianą stanowiska, o wiele większą odpowiedzialnością i stresem - może lepiej rozwinąć jakiś biznes na boku zamiast awansować?

    Wydaje mi się, że podobnie rzecz ma się z przejściem do własnego trucka. Jesteś na swoim, masz lepsze warunki, ale i większą odpowiedzialność, większy stres. Pytanie, czy ta decyzja spowoduje, że jakość Twojego życia się polepszy? Na takie pytanie tylko Ty możesz znaleźć odpowiedź :)

    Pozdrawiam Cię ciepło z zimowego Rzeszowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego co napisales wynika , ze jestes czlowiekiem inteligentnym , myslacym nad kazdym krokiem ktory wykonujesz . Cieszy mnie bardzo, ze lubisz prace ktora wykonujesz a przy okazji dzielisz sie z nami swoimi przemysleniami . Mam na mysli filmy jak i to co napisales . W srodowisku kierowcow do tej pory nie spotkalem nikogo kto by sie potrafil tak elegancko wyrazac jak Ty . Zycze powodzenia w zyciowych zamiarach ktore znajac Ciebie , co prawda tylko z filmow -jestem pewny , ze dasz sobie rade . Nie wiem czy przypominasz sobie takie powiedzenie ze skeczu : czasem trzeba stracic zeby cos zyskac . Ale jak widze Tobie to nie grozi . Pozdro ✋️

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Rafał!
    Oglądam Cię i śledzę Twoje profile społecznościowe z zaciekawieniem. Gdy pierwszy raz na youtube obejrzałem film Twojej produkcji o życiu, a tak naprawdę o wielkiej pasji i miłości do tego zawodu (a było to jakieś 10lat temu) nie sądziłem, że i dziś będę widział taki zapał. Jesteś osobą na odpowiednim miejscu. Cieszę się, że mogę być częścią Twojej społeczności. Jesteś bardzo odpowiedzialnym, rozważnym i inteligentnym człowiekiem. Ty jako nieliczni z tej branży możesz naprawdę nosić tytuł KIEROWCY ZAWODOWEGO w dosłownym tego określenia znaczeniu. Gdybym był Twoim pracodawcą i miałbym w swoich szeregach takiego pracownika jakim Ty jesteś byłbym spokojny o powierzone Ci zadania bo wiedziałbym, że ze wszystkim sobie doskonale poradzisz. Dziękuję Ci za dzielenie się z nami widzami Twoim życiem zawodowym jak i prywatnym w postaci podróży krajoznawczych. Cóż więcej mogę dodać? Życzę Ci jak najlepiej. Cokolwiek byś nie zdecydował wierzę, że odnajdziesz się w każdej sytuacji. Powodzonka!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rafał rób swoje... Trzymam za Ciebie kciuki !Pomyśl o kobiecie ....Rodzina zupełnie zmienia tok myślenia o życiu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Najważniejsze, że Ty czujesz się szczęśliwym. Myślę, że wlasny truck, by troszke odebral radości jazdy. Bys ciągle myslam, co musisz zapłacić itd. Jesteś bystrym facetem. Masz łeb na karku. I pampamię, że nikt za Ciebie nie podejmie decuzji. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń