Ostatnio sezon "zła" lubi zaczynać się coraz wcześniej i kończyć coraz później (koniec marca, połowa maja), nawaniłce będące coraz silniesze. Być może zmiany klimatyczne mają coś z tym wspólnego. Tym razem bez stresu. Front meteoroligczny wyładował większość swojej siły dzień wcześniej w Oklahomie, zabijając tam sześć osób. Zostawił dla mnie tylko zwykłe burze obfite w pioruny i duże ulewy.
Doświadczeni kierowcy mówili mi że gdy stanę oko w oko z trąbą powietrzną i jeśli nie uda mi się jej uniknąć, nabezpieczniejsze miejsce jakie mogę sobie znaleść to gdzieś pod wiaduktem. Pewnie, trochę mnie poszarpie, poobija o sufit, ale nigdzie nie wyciągnie i nie rzuci w odchłań. Bacznie obserwowałem niektóre ciemniejsze chmury, czy przypadkiem jakiś dziwny pęd powietrza nie zmierza ku ziemi. Ale nic z tych rzeczy. Przejechałem tylko przez zwykłe wiosenne burze. Na ostatnim zdjęciu znalazłem się już po stronie suchego i zimniejszego powietrza co ilustrowane jest przez dolną warstwę chmur. Zimny i niski front napiera na cieplejszą, wilgotną i wysoką warstwę powietrza powodując fajne zjawisko bardzo miłe dla oka.
Tutaj już Nowy Meksyk i pustynia. Droga do Arizony jest stosunkowo nudna. Illinois płasko i pola jak w Polsce, Missouri już ciekawiej bo trochę małych pagórków z bujną roślinnością. Im dalej na południe i zachód tym bardziej ubogo, aż tak jak na zdjęciu, pustynno i zółtawo. W Phoenixie nic się nie wydarzyło. Dwa rozładunki poszły pięknie po czym zacząłem kręcić 36 godzin obowiązkowej pauzy na truck stopie.
... na którym zjawił się Allan, kumpel z firmy. Jechał cały czas za mną. Odd samego Montrealu tylko był dzień wstecz. Tak akurat wyszły ładunki, szkoda że nie jechaliśmy razem ale ta branża to jedna wielka loteria. W sumie mijamy się już tak od prawie miesiąca, będac na tej samej trasie, ale nigdy dokładnie w tym samym miejscu.
Na truck stopie niestety nie posiedzieliśmy zbyt długo, nie udało się nawet wypić jednego symbolicznego piwa wieczorem. Dostałem zlecenie i tego samego dnia musiałem uciekać na załadunek. I tutaj szacun dla mojego dyspo. Obiecał mi Kalifornię i wyjeżdżając do Arizony przypomniałem mu się: nie zapomnij o Kaliforni przed moim urlopem. Na co on: This is it. Where do you think they'll send you after? (tam właśnie jedziesz, gdzie myślisz że załadujesz jadąc z powrotem?)
Byłem dość sceptyczny, gdyz już trzy razy byłem w Phoenixie i za każdym razem towar powrotny ładowałem na granicy z Meksykiem. Zapominiałem tylko o jednym, warzywka z Meksyku kończą się latem i zaczynają dopiero jesienią z prostego względu: latem jest tam za gorąco żeby cokolwiek urosło. Niby czułem już ten fajny nastrój, że coś fajnego się święci ale do samego końca nie mogłem uwierzyć. Nie byłem pewny.
Kilkakrotnie patrzyłem na mapę i mówiłem sobie: nie, do Kaliforni z Phoenix to za daleko, nawet jakby mnie wysłali najbliżej za Los Angeles, to przecież aż 700km na pusto. Przypominam że Kanadyjczycy nie mogą łapać frachtów amerykańskich, czyli ładując towar w USA obowiązkowo musimy go wywieść do Kanady. Ale w słuchawce wyraźnie usłyszałem: jutro ładujesz truskawki w Oxnard, Kalifornia, 28 palet, ładunek pełny i nie zapomnij dokładnie sprawdzić temperaturę!
Truskawki są bardzo wrażliwe i ma się rozumieć agregat ma chodzić cały czas, ustaw na 34F! Lecz już go nie słuchałem, myślałem i przeglądałem moją zardzewiałą pamieć, Oxnard, Oxnard, gdzie to jest. Ach tak nad Pacyfikiem przy samej drodze nr 1. Wszędzie pełno moich miejsc i wspomnień. Z pewnym lękiem i ciekawością jadę w miejsce, w którym dawno nie byłem a szczególnie gdy ma ono w sobie moc.
Bo Kalifornia to mój magiczny stan. Wiele mnie z nim łączy wewnętrznie jak i zewnętrznie. Nastroju jaki tam panuje nie da się opisać. Tam po prostu jest pięknie, spokojnie oraz hucznie. Mieszanka umiarkowanego klimatu, przesadnej konsumpcji i tych pięknych widoków, które zawsze napełnianią mnie spokojem. Ludzie też są ciekawi, Latynosi, biali i czarni Amerykanie, w innej części Koreańczyc i wiele, wiele innych nacji.
Najfajniejszy klimat jest nad Pacyfikiem. Chłodne i wilgotne powietrze. Spałem pod firmą gdzie miałem ładować. Gdy wstałem mgła i zapach oceanu. Pięc kilometrów dalej w głąb lądu słoneczko i niebieskie niebo. Pierwszy raz Los Angeles przejechałem wieczorem. Drugi raz wybrałem opcję objazdu górą, ze względu na piątek i na ewentualne mega korki. Los Angeles leży w dolinie otoczone wysokimi górami, za którymi jest pustynia, jakieś tysiąc metrów wyżej. Widać to na zdjęciach jak w miarę oddalam się od wybrzeża kolory gór zmieniają się z zielonych na zółtawe.
Za białymi wierzchołkami jest dolina pełna smogu, samochodów i życia miejskiego. Tutaj spokój i pustki. Lubię obydwie rzeczy ale zdecydowanie wolę tę drugą opcję.
Później odbiłem na północ do Barstow gdzie jest rozjazd dwóch szlaków prowadzących na wschód kontynentu. Można jechać I40 lub I15 na północ do I80. Długość trasy jest mniej więcej ta sama choć jadąc pietnastką można jeszcz odbić na moją ulubioną drogę I70, która prowadzi przez Kolorado.
Z reguły nie jeździ się tamtędy ze względu na góry ale mając lekki ładunek oraz nie wiedząc kiedy jeszcze raz trafi mi się taka okazja, wybrałem się na moją drogę. Za Las Vegas na I15 bardzo ciekawy zjazd gdzie widać ogrom terenu. Góra i bardzo wielki płat ziemi pod kątem: niesamowite.
Później Virgin River Gorge. Wąwóz, w którym jest zintegrowana autostrada. Odcinek ma około 40 km i jedzie się jak w bajce. Okazji do robienia zdjęć nie brakuje. Te widoki są podobne do tych w Grand Canyonie, który znajduje się około 400 km na wschód. Dalej Utah, i tułaczka na północ w zdłuż pasma gór.
Aż do mojej ulubionej autostrady: I70. Nie często mam okazję nią jechać a tym mniej z zachodu na wschód. Ta sama droga jadąc nią w drugą stronę ma całkiem inne oblicze i mam możliwość dostrzec wszystkie piękne miejsca, które starają ukryć się przede mną. Odcinek między Salina a Green River jest najdłuższym odcinkiem autostrady w całych stanach gdzie nie ma żadnych usług dla zmotoryzowanych: aż 177km. Jedziemy cały czas płaskowyżem Wasatch aż do Spotted Wolf Canyon.
I piękny zjazd w dół tym właśnie kanionem. Nie byłbym sobą gdybym nie stanął i połaził trochę, celem wczucia się w scenerię.
Droga mało uczęszczana, więc cisza, wiatr i zapach dziekiego zachodu. Zdjęcia pokażą Wam lepiej ten nastrój.
Później już tylko łatwa droga do Kolorado, gdzie przebiłem się przez pasmo gór żeby zjechać z trzech tysięcy metrów na tysiąc do Denver i później już tylko prerie, prerie i prerie oraz powrót na szlak I80 w Nebrasce. Tak, wiosna a nawet lato już tutaj zawitały o czym świadczy moja brudna szyba, pełna robactwa.
I tak, wróciłem do Montrealu przeciągając przez cały kontynent kolejny ładunek świeżych owoców. Gdy zaparkowałem trucka na bazie spakowałem manatki i wybrałem się do domu komunikacją miejską w porannej godzinie szczytu. Bez obaw, moja stara Toyotka ma się dobrze ale pożyczłem ją komuś, komu bardziej się przyda zamiast stać i gnić pod płotem. Zresztą, raz na dwa tygodnie przejażdżka metrem dobrze mi robi. Patrzyłem na ludzi zmierzających do pracy i na ich zmęczone rutyną twarze. Wyglądali na znudzonych, bezinteresownych. Wtopiłem się w nich będąc jednym z nich z tą różnicą że ja wracałem z pracy. Cztery dni temu byłem w Los Angeles i przez te cztery dni przemierzyłem ogromną ilość kilometrów napełniając mój umysł krajobrazami podczas gdy oni prowadzili swoją codzienność. Tak, ta przejażdżka metrem naprawdę dobrze mi zrobiła i pozwoliła spojrzeć na moją pracę z jeszcze innej perspektywy. Mam wyśmienitą pracę.
Rafal, czy nie jest rozpatrywane zlagodzenie tego warunku transportu poza granice jesli kierowca nie jest ze stanow? Mozna to np ograniczyc do 1-3 przerzutow i potem obowiazkowy eksport. Takie przeloty 700km na pusto mozna ograniczyc lokalnymi transportami. Wiem ze tu jest mega lobby amerykanskich truckerow ale jak to sie ma do mega cisnienia na ekologie?
OdpowiedzUsuńTomek
Czekam na wideo z trasy ;)
OdpowiedzUsuńPiękne tereny... Każde zdjęcie nadaje się na tapetę na komputer. No, może oprócz tego ostatniego ;P. Szkoda, że nie ma żadnego video.
OdpowiedzUsuńSuper, szczególnie końcówka. Również czekam na film ;p
OdpowiedzUsuńStary jesteś moim ideałem też chce mieć takie życie !!!!
OdpowiedzUsuńRafał jesteś moim idolem! :D Właśnie do takiego życia dążę do podobnego stylu życia jak ty ;)
OdpowiedzUsuńA co do widoków jeju to jest piękne. Beautiful life....
Pozdrawiam :)
Po prostu w Ameryce nie można wykonywać przewozów kabotażowych... Jak się ma do ekologii przewóz truskawek 4500km dalej niż zostały zerwane??? To są paradoksy dzisiejszego konsumpcyjnego świata-do którego my wszyscy należymy i często nie zdajemy sobie z tego sprawy...
OdpowiedzUsuńps.Rafale, akurat w tym miejscu zrobiłeś błąd(literówkę), ale z tego co się "znam" na rzeczy, to NAJNIEBEZPIECZNIEJSZE!!! miejsce podczas trąby powietrznej jest właśnie pod wiaduktem-powinno się wysiąść z auta i położyć w przydrożnym rowie...
Pozdrawiam i życzę, abyś nie musiał korzystać z powyższych rad!!!
Świetnie opisane przyjemnie się czytało, w końcu trafiłeś na kalifornie i życzę Ci abyś jak najczęściej tam jeździł.
OdpowiedzUsuńjak zwykle super! zdjecia piekne, zrobo z tych z Twoim Prince truckiem kalendarz i niech szef powiesi w firmie. pzdr michal
OdpowiedzUsuńsuper post rafal , czekam na wiecej,
OdpowiedzUsuńsprawiasz ze czlowiek poznaJE te tereny choc nigdy nie byl tam pozdrawiam i szarokosci
Tylko latanie jest piekniejsze....pozdr.halujer
OdpowiedzUsuńRafale zdjęcia super, pogoda miałeś idealną na jazdę autem ale wyobraź sobie jak tę trasę pokonujesz na motorze. Rewelacja. Zdjęcia bardzo dobrej jakości, tak trzymaj. Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńMój mąż pracuje w Polsce, jako kierowca tira (za psie pieniądze)i całe życie marzył o pracy w tym zawodzie w Stanach i niestety na marzeniach się skończyło(aby mieszkać i pracować legalnie próbowaliśmy szczęścia, biorąc udział w losowaniu Green Kard i niestety mieliśmy pecha)Ja również marzyłam o tym, że jak tylko będzie okazja, to pojadę z mężem w taką daleką trasę. Drzemie we mnie duch podróżnika. Bardzo jestem ciekawa Świata , ale niestety w Polsce nie wszyscy mogą spełniać swoje marzenia . pozdrawiam - Marcela
OdpowiedzUsuń