Ale zanim się zaczął cofnijmy się wstecz parę dni do wyjazdu z Montrealu. Ruszyłem w piątek po południu z ładunkiem na drugi koniec Kanady, bagatelka, jedynie 4600km. Cztery dni czystej jazdy (piątek, sobota, niedziela, poniedziałek) w trybie 13 godzin ruchu, 10 godzin odpoczynku. W związku z tym że ładunek był gotowy dopiero po południu w dzień wyjazdu, szef zadał mi pytanie: dasz radę dojechać na wtorek? Godzina nie była aż tak zła, więc bez wahania odpowiedziałem: jeśli warunki drogowe oraz inne czynniki, na które nie mam wpływu nie przeszkodzą mi: jasne, jak najbardziej.
Nie miałem zamiaru jechać 13 godzin w pierwszy dzień , tylko rozsądnie postanwowiłem podzielić jeden dzień jazdy na połowę: część w piątek a resztę co zostanie w dzień dostawy budząc się wcześnie rano. W piątek ujechałem siedem godzin. Sobota, niedziela i poniedziałek normalnie, a na wtorek zostało mi, lepiej niż myślałem, tylko 3 godzinki do celu.
I w ten dzień zaczął się przerzut. Małe wtajemniczenie w świat tutejszego transportu. Jadąc na zachód Kanady czy to chłodnią czy izotermą, bardzo ciężko jest o ładunki powrotne na wschód a tym bardziej idące na południe do Stanów. Są one obstawione przez lokalne firmy lub większe korporacje a na giełdzie, z tego co się orientuję, wychodzą tylko sporadyczne odpady, które nawet nie płacą za paliwo. Więc żeby wybrnąć z nieprzyjaznego terytorium moja firma kombinuje, przywożąc ze sobą swoje własne ładunki.
Na mojej naczepie miałem jeden pełny ładunek do British Columbii, oraz 4 palety idące dalej do USA na zachodnim wybrzeżu. Te ostatnie zrzuciłem w magazynie w Vancouver, z którym Prince ma umowę. Spotkałem tam innego kierowcę Prince'a, który dociągnął następne cztery palety tego samego ładunku. Gdy skończyłem z moim pełnym ładunkiem w innym miejscu, spedycja kazała mi wrócić do owego magazynu i załadować wszystkie ładunki częściowe dowiezione przez 3 trucki Prince'a. I tym sposobem znalazł się ładunek z Vancouver,BC do Stanów. W sumie trzy zrzutki za południową granicą.
Termin wszystkich ładunków był dość napięty. Dlatego śmiało mogę dwa ostatnie dni porównać do przerzutów jakie doświadczałem dokładnie rok temu w Europie. Szkoła europejska nie poszła na marne. Umięjętne zaplanowanie czasu to podstawa. Wszystko w szybkim tempie i na styk. Skąd ja to znam :D.
Podsumuję:
We wtorek zacząłęm pracę o 7 rano a skończyłem o 21:00. Przemierzyłem 445km i w ten sam dzień skutecznie przeprowadziłem 4 załadunki/rozładunki. Po dziesięciogodzinnej pauzie ruszyłem na kolejne dwa rozładunki i w ten sam dzień nabiłem 660km. To wszystko w tle czterech dni wcześniejszej pracy i 4600km we krwi. Później padłem na łóżko o 17:00 i zasnąłem głębokim snem.
Dodam jeszcze że ostatnia zrzutka była dość ciekawa, jak widać to na zdęciach wyżej. Dowiozłem puste butleki do mini browaru-restauracji w Oregonie. Zdjęcia krajobrazowe są z drogi nr 20 w kierunku miasta Corvallis. Mała ciekawostka: butelki do browaru są z Niemiec. Tak, drogą morską do Montrealu, czy to z Hamburga, Bremen, Antwerpii lub Rotterdamu a później drogą kołową przez cały kontynent północno-amerykański. Ciekawi mnie tylko kto te butelki dowiózł do portu w Europie. Sądzę, że szanse są dobre że to jakiś rodak na przerzutach ;)
dzieki Rafal
OdpowiedzUsuńNo to widzę, że przypomniałeś sobie swoje działania w Europie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Widze ze ten Jeep i ten z tylu jada ku pobocza, chyba robiac zdjecia zajechalo Ci sie blizko srodka drogi hahaha :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBiedni amerykanie. Autostrady to maja ale na wlasne butelki to ich nie stac.
OdpowiedzUsuńkiedy jakiś kurs na Kalifornie?pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńHehe jak zwykle świetny post. Fajne widoki tam miałeś po drodze, szczególnie podoba mi się zdjęcie nr 4 :D
OdpowiedzUsuńSzerokości i przyczepności Rafał ;)
ta maszyna twoja jest porostu boska i jeszcze te widoki sama się gęba cieszy XDD
UsuńSuper masz maszynkę :)
OdpowiedzUsuńRafale jak zwykle fajne zdjęcia, szczególnie te poza miastami, lasy i mały ruch na drogach.
OdpowiedzUsuńWesołych Swiąt z okolic Ostrowa Wlkp imienniku życzy RAFI-71
OdpowiedzUsuńWESOLYCH SWIAT i szerokiej drogi, dzis i ja jestem w trasie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!!
Rafal...
OdpowiedzUsuńTe Twoje Navi 850 to najlepiej pomalowac na zielono i w pole;) Moze jakas krowa Hamerykanska sie na nie nabierze;) z Twoich obliczen wyszlo Ci do konca 734 km...Blad w nawigacji...Walnela Ciebie nawigacja o jakies 110 km hehehe...jak bys mial obliczyc przez to ile paliwa bys potrzebowal to napewno bys dojechal...hehehe...do granicy w Sarnia masz juz prawie jak bys tam byl;) z Sarnia do London,Ont jest 105 km pozniej z London do Kingston,Ont masz 400 km a pozniej masz okolo 300 km na baze ...hehehe...Rafal nawet nie smiem sie pytac Ciebie ile razy ta droga juz jechales ? Stary szofer z Ciebie...prosze o poprawe i zeby to bylo ostatni raz..lol To oczywiscie tylko zart;) Mike