niedziela, 15 maja 2011

Mexico.

Odpoczywam, załatwiam sprawy, tworzę filmiki które wrzucam na Youtoube. Tak można w skrócie opisać mój wolny czas w domu. Byłem w Warszawie wyrobić sobie kanadyjski paszport i przy okazji zgubiłem dowód osobisty. Coś za coś, nie? Albo lepiej: to cena mojego rozkojarzenia gdy jestem w tym mieście i udaję się nad Wisłe celem wysączenia paru piw. Na szczęście trafiłem na bardzo uczciwą osobę która go znalazła w warszawskim metrze. Nawet odnalazła mnie w internecie tutaj na blogu. Świat jest maluteńki, przekonałem się o tym już nie raz. Jeszcze raz serdecznie dziękuję! 

Według zwyczaju: czas na wspomnienia, które tym razem zasugerowali mi widzowie. Wypadło na Meksyk i wszystko co o nim wiem. Miałem okazję być tam parę razy i widziałem to państwo z różnych stron. Po raz pierwszy znalazłem się tam w wieku dwudziestu pięciu lat. Pojechałem do mojej dziewczyny, którą poznałem sześć miesięcy wcześniej w Montrealu. Wylądowałem w Mexico City i byłem całkowicie zdany na młodą, uroczą dziewczynę. Gringo (gringo to dla obywatela Meksyku biały Amerykanin), czyli ja, który ani me ani be po hiszpańsku, w jednym z największych miast na całym świecie. To doświadczenie niesamowicie ukształtowało we mnie chęć zwiedzania. Odbyłem drogę z Mexico City, przez Cuernavaca (gdzie Monica studiowała), do Acapulco autobusem. Widoki przepiękne, sporo gór i wszędzie było widać dużą, ogromną przepaść między biednymi a bogatymi. W Meksyku dość często widuje się bezdomne pięcioletnie dzieci, które opiekują się tak samo bezdomnymi, jeszcze młodszymi dziećmi. Sądzę że na tej autostradzie zobaczyłem więcej luksusowych i wypasionych aut niż na jakiejkolwiek autostradzie w Kanadzie czy w USA. Nie wspomnę też, że w nocy na autostradzie można spotkać ludzi prowadzących bydło więc generalnie w Mekysku unika się jazdy nocą. Monica należała do dość bogatej rodziny: jej ojciec sprzedaje opony Michelina i opowiadała mi, że już nie raz bandyci chcieli porwać jej matkę żeby później żądać okupu. Na szczęście nigdy im się nie udało. Uderzyła też moją wyobraźnię opowieść o jej znajomym ze szkoły za którym cały czas jeżdżą 3 SUVy z ochroniarzami. Matka tego kolesia jest wspówłaścicielką rozlewni Coca-Coli w Mekysku. Monica dziś już nie jest moją dzieczyną ale do tej pory utrzymuję z nią bardzo miły i regularny kontakt. Co mnie najbardziej cieszy to fakt, że jest weterynarzem bo po prostu kocham zwierzęta.

Inna rzeczywistość Meksyku. Wakacje w stylu "all inclusive": nigdy więcej! Cóż. Full wypas. Żarcie i alko bez limitu. Aż głupio było mi chodzić do bufetu wiedząc że w tym kraju masa ludzi żyje w biedzie. I ta masowa turystyka jest trochę odrzucająca. Wszystko na jedno kopyto: zjedz, napij się, pojedź w znane i słynne miejsca żeby pstryknąc fotkę i móc później pokazać innym, że się było. Zauważyłem że większość ludzi nawet nie słuchała tego co mówi przewodnik tylko właśnie wpadała w szał pstrykania zdjęć. Ta forma zwiedzania jest ok ale obecność innych turystów, nie zawsze z dobrymi manierami, potrafi być denerwująca.

No i oczywiście Meksyk od strony transportu. Kanada, Meksyk i USA mają podpisaną umowę NAFTA ( Nort American Free Trade Agreement) gdzie słowo free jest tylko wielkim wystawionym palcem w kierunku dwóch pierwszych krajów. Nie będę rozwijał moich poglądów politycznych tutaj na blogu bo prawdopodobnie wywołają one niezła burzę; powiem tylko, że przeważnie w tego typu umowach korzysta najbardziej silna strona i w tym przypadku to USA. Meksyk to doskonałe zaplecze taniej siły roboczej a Kanada jest ziemią z ogromnymi zasobami surowców które są niezbędne dla nieograniczonych konsumentów. Zresztą cała ta umowa polega na tym, że tylko niektóre towary mogą przekraczać granice bez cła i w większości przypadków decydują o tym amerykańscy politycy którzy są pod wpływem ogromnych firm lobyistycznych. Kto ma więcej kasy ma większe wpływy. Nazywam to ukrytą formą korupcji z którą teraz i tak już nikt się nie kryje. Ale wracając do transportu. Często ciągnąłem towar z Kanady który docelowo miał się znaleść w Meksyku i odwrotnie. Dowoziłem go niestety tylko do granicy Meksyku ze Stanami. W teorii od paru lat firmy transportowe mają prawo poruszać się na obszarze wszyskich trzech krajów, ale żadna firma ubezpieczeniowa nie zechce ubezpieczyć amerykańskiego lub kanadyjskiego trucka wraz z ładunkiem żeby udał się do Meksyku. Dlatego, wszystkie większe miasta wzdłuż granicy amerykańsko-meksykańskiej są ogromnymi skupiskami magazynów logistycznych. Największe z nich to Laredo w Teksasie. Uwielbiam tę chwilę gdy stoję w tym mieście na światłach i w jednej lini na trzech pasach stoi amerykański, kanadyjski i meksykański truck. Ruch jest niesamowity. Rzeka której nigdy nie da się zatrzymać. 

Kilka razy udało mi się tak że miałem dzień wolnego w tych mistach na granicy i udałem się rowerem do Meksyku. Nie szukałem róznych dziwnych przygód i rozrywek, chciałem tylko się przejechać i poczuć inny kraj. Tym sposobem na rowerze przekroczyłem już granicę miedzy Meksykiem i USA na rowerze w Laredo,TX oraz w Nogales,AZ. Zresztą powiem Wam że na południu Stanów większość ludności to latynosi i hiszpański wypiera coraz bardziej angielski. Czy już mówiłem że uwielbiam hiszpański ?

Zdjęcia : All inlcusive. Riviera Maya Cancun Mexico. Chichen Itza.

Dolatujemy do Cancun :









Za granicą  w Meksyku na rowerze : 









8 km za granicą już w Meksyku. I tuaj złapałem gumę na rowerze. Ja mam naprawdę szczęście!





Na tym trucku z Meksyku przyjechały limonki, władowali mi je na moją naczepę i poleciałem do Kanady.










15 komentarzy:

  1. Pierwszy :---]


    a post jak zawsze LUX :) brak słów :) powiem Ci Rafał masz bardzo Duuuużo do wspominania :) a co do dziewczyny jeszcze sobie jakąś znajdziesz :)
    Pzdr (WGM)

    OdpowiedzUsuń
  2. chcialbym choc przez 2 dni byc w Mexyku.
    super post

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny post. Czyta się z wielkim zainteresowaniem. pozdrowienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super pościk. Tak jak wyżej czytało się bardzo przyjemnie. Patrząc na te zdjęcia cholernie Ci zazdroszcze. Takie wspomnienia nie jeden by chciał mnieć, nie jeden chciałby przeżyc to co Ty przeżyłeś. Napewno dużo przed tobą. Może kiedyś jeszcze do kompletu pojeździsz w Australii.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Rafał a ta poprzednia dziewczyna jak miała na imię?jeśli mozna spytać.Moim zdaniem była szalona zeby sie z tobą rozstac!!!Jesteś młody,przystojny,światowy,bez nałogów,znasz jezyki,dobrze zarabiasz :D,To może cos z nią było nie tak ?hehhe

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny wpis ciekawe zdjecia :D fajna przygoda z rowerem heeheh czekam niecierpliwie na nowy filmik!!!!Pozdro ze słonecznego Torunia!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wpis rewelacja. Można sobie pomarzyć, aż pozazdrościć wspomnień i niezapomnianych widoków. Fotki zapierają dech, ale najbardziej urzkła mnie 6 fotka, normalnie raj na ziemi. Człowiek oderwał by się od tego wszystkiego i wyjechał, ale cóż rzczywistość jest jaka jest, jednak prędziej czy później taką ekstaze trzeba sobie sprawić.
    PS.fajny golfik na 4 zdjęciu. 12 fotka budyneczek jak wprost z filmów o Meksyku :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde zamurowało mnie jak po przeczytaniu zobaczyłem te zdjęica. Jaki świat jest piękny. I tu twoje stwierdzenie się sprawdza -"Wiecznie niekończące się wakacje". Niestety nie ma nic za darmo i żeby się troche zabawić w tym zawodzie trzeba się nieźle nacharować. Z tym rowerem to chyba można powiedzieć sczęście w nieszczęściu. Chyba warto było złapać gume i troche pozwiedzać niż siedzieć w tej kabinie i nosa po za nia nie wysówać. Pozazdroszcze. Jak tylko będe miał okazje wyjechać za ocean to jade.

    OdpowiedzUsuń
  11. Artykuł jak zwykle świetny. Podoba mi się tez pomysł z rowerem. Jak czytałem artykuł zastanawiałem się, skąd Rafał wziął rower, dalesza część ze zdjęciami wiele wyjaśniła.
    pozdrawiam truckerskim szerokości i przyczepności.

    OdpowiedzUsuń
  12. Artykuł jak zwykle świetny. Spodobał mi się pomysł z rowerem. Czytając artykuł jak pojechałeś rowerem do Meksyku, zastanawiałem się skąd wziąłeś rower. Dalsza część tekstu wraz ze zdjęciami wszystko mi wyjaśniła. Naprawdę fajny sposób spędzania wolnego czasu i super odskocznia od siedzenia za kółkiem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  14. dzięki za bloga,dzięki za filmy- rewela!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Chcialbym i ja podzielic sie moja historia. To co opisujesz Rafal, Twoje uczucia to jakbym widzial siebie 10 lat temu. Moja historia jest podobna, wyjechalem do Wloch z rodzicami 22 lata temu, jako male dziecko (mam teraz 32 lata) zawsze mialem pasje do czego kolwiek porusza sie, nauka, technika no i we krwi jestem "wluczykiljem" Tylko mialem mozliwosc to zrobilem wszystkie prawka i z nie malym trodem kupilem ciezarowke 7,5 ton. Na to pozwalaly moje mozliwosci objechalem niemal cala europe, kto tego nie przerzyl nie wie co znaczy jezdzic do panstw bloku wschodniego w wieku 20 lat z rejestracja zachodnia, bez komorki, nawet raz sie popklakalem z desperacji bo bylem zdany sam na siebie i nikt nie pomogl mi. ale mimo wszystko jestem dumny z tego co przezylem. zazdroszcze Ci ze jezdziles po USA, california, arizona a Ty moze pozazdroscisz mi ze bylem w Angli, szwecji, finlandji no i w Gibaltarze....tu w europie juz dalej nie moglem zajechac :) Jak jechalem to czulem ze zdobylem cos....zachod slonca, ladna muzyka, i ja co czulem ze widzialem kazdy metr z tych kilku tys km co przejechalem, czulem wtedy ze nic wiecej do zycia mi nie potrzebne, czylem sie szczesliwy. slawek mediolan

    OdpowiedzUsuń