niedziela, 8 stycznia 2012

W drodze do Arizony.

Do południowej Arizony. Dokładnie do miejscowości Phoenix tak jak to jest opisane w rubryce "Co obecnie kombinuję". W drodze do ciepłego i suchego klimatu, bo taki tam panuje, na południu tego ogromnego stanu.

Ucieszyłem się gdy dowiedziałem się że powierzono mi ładunek w ten rejon Stanów. Od samego początku pracy ćwiczę przecież prawie cały czas British Columbię. Najwyraźniej rozmowa telefoniczna, w której podkreśliłem spedytorowi że od czasu do czasu potrzebuję jakiejś zmiany odniosła skutek. Zgodziłem się nawet wyjechać wcześniej, bo podałem piątek jako dzień w którym miałem być gotowy do wyjazdu.

W czwartek więc ruszyłem beztrosko z Montrealu i spokojnie powędrowałem, znaną mi już na pamięć autostradą 401, w kierunku Toronto a później ustawiłem w celowniku granicę z USA Port Huron w Michiganie. Nie cierpię tej granicy ale nic nie było w stanie ostudzić mojego dobrego humoru. Nareszcie poczułem ten smak przygody i chęć jazdy het het, daleko. Cieszyłem się że jadę na zachód Stanów i do tego na południe. Nie zrozumcie mnie źle: również uwielbiam jeździć na zachód Kanady, ale robiąc od pewnego czasu ten sam kurs kilkakrotnie zaczęło mi za bardzo pachnieć rutyną. Po tym kursie z chęcią tam ponownie zawitam, sprawdzić czy moje wierzchołki są nadal białe.

Ale wracając do granicy. Normalnie gdy jedzie się na zachód z Montrealu, do USA wjeżdżamy kultową granicą w Detroit. Niestety na moście graniczynym jest zakaz dla ADRów (a wiozę ADRy) więc musiałem udać się do Port Huron w Michiganie. Odległość jest podobna ale ta granica jest totalną porażką. Amerykańscy celnicy mają tam swoją szkółkę i wiadomo jak zachowują się uczniowie pod uważnym okiem swoich przełożonych. Przekraczanie obojętnie jakiej granicy do USA nie jest większą przyjemnością ale tutaj naprawdę człowiek ma uczucie że jest niczym. Szkoda gadać. Oczywiście straciłem ponad godzinę, mimo że pod bramki podjechałem bez żadnej kolejki. W ten dzień, celnicy postanowili prześwietlać każdy skład, a że im w ogóle nigdy się nie śpieszy, prześwietlenie 8 samochodów przede mną zajęło im dobrą godzinę. Trochę sobie w głowie pobluźniłem i gdy tylko wyjechałem z granicy walnąłem się spać na pierwszym lepszym dzikusie. W Michiganie nie ma czego się obawiać. Policja czycha na obywatela na każdym kroku.

Później prosta droga. Od większego miasta do miasta czas mija dość szybko. Indianapolis, St Louis i Oklahomę City mam już zaliczone. Łatwy i znany mi szlak. Teraz zostanie tylko Albuquerque i będę prawie na miejscu. W miarę jak jechałem na południe robiło się coraz cieplej i moje myśli stawały się jeszcze bardziej beztroskie. Fajnie tak wjeżdżać z zimy w lato parę razy w roku. Przeżywa się wiosnę i pozytywny nastrój kilkakrotnie. O powrocie do zimy na razie nie myślę. W St Louis już było +17 co jest bardzo dziwne jak na tę porę roku. Dwa lata temu trzy razy wracałem tą drogą i za każdym razem musiałem przebijać się przez ogromne śnieżyce. Bliskość zatoki Meksykańskiej i jej ciepłych wód potrafi stworzyć potężne nawałnice, które z wielką łatwością wyładowują swoją energię na dość płaskich terenach Nowego Meksyku, Teksasu oraz części Oklahomy. Wiatr, śnieg i mróz potrafi wywołać chaos w stanach, w których drogowcy nie są za bardzo wyposażeni żeby stawiać czoło zimie. Teraz klimat tak się zmienia że czasami zimne powietrze z północy Kanady dociera nawet i tutaj. Zmiany klimatyczne nie tylko znaczą że klimat się ociepla. Klimat przede wszystkim się zmienia.

Taaaaaaaak. W Arizonie jeszcze nie wiem, którą drogą pojadę. Jeśli pogoda nadal będzie mi sprzyjała, zaraz za granicą skręcę w drogę US191 i powędruję na południe do US60 i do pięknego kanionu: Salt River Canyon. (nakręciłem o tej drodze już filmik, zapraszam na YT). Ominę w ten sposób nudną autostradę, Krater Meteoryta oraz Flagstaff. Zostawię te miejsca na powrót. Wracając, ładunki zazwyczaj są bardziej pilne, więc śmignę autostradą i wtedy włączę inny tryb myślenia, ten bardziej zamyślony i nostalgiczny. Pewne miejsca tak na mnie działają.

Zresztą diabli wiedzą gdzie będę się ładował zanim zacznę wracać. Możliwości jest parę: albo Yuma albo Nogales w Arizonie, bo teraz jest sezon na warzywa i owoce z Meksyku. Obydwie miejscowości są na granicy z Meksykiem. Może również zdarzyć się tak, bo coś o tym przebąkiwał spedytor, że podwójna obsada wyjedzie z Montrealu w poniedziałek rano i przyciągnie do mnie ładunek częściowy. Zamienimy się naczepami i kto wie, może nawet wyląduję w Kalifornii.

Na razie żyję tym że mam jeszcze jeden dzień jazdy i później przed dostawą wykręcę pauzę 36h. Rozładunek mam dopiero we wtorek rano. Później zobaczymy :D.

5 komentarzy:

  1. Spoko spoko w Polsce też śniegu nie ma i jest niezwykle ciepło :)

    Myślę, że w końcu dostaniesz Rafał swoją upragnioną Kalifornie.

    Widzę, że spedytor zmiękł po twoim telefonie i w końcu postanowił ci odmienić nieco twoje dostawy :)

    Pozdrawiam i szerokości!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam serdecznie. Mam pytanie odnośnie zjazdu (zlotu) amerykańskich ciężarówek w stanach zjednoczonych, mieszkam w Niemczech, ale jestem ogromnym fanem od dziecka "TRUCK-OW", chętnie bym przyleciał do Stanów na tego typu zlot. Z góry dziękuje za informacje. Mój mail: rafaellamich_mariola@hotmail.de

    OdpowiedzUsuń
  3. OK, poczekam na drogę powrotną ;) Krater najlepiej zobaczyć z lotu ptaka, a nie trucka... :) a już najfajniej by było zjechać ciężarówką na dół i zrobić zdjęcie z góry-szkoda, że to niemożliwe... Powodzenia w dojeździe na miejsce i zazdroszczę 36h na pustynnym słoneczku...
    ps.89A polecam...
    Pozdrowienia dla Ciebie i klubu40!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Rafale mam pytanie , jak wygląda transport pomiędzy usa a meksykiem. Bo z tego co pamiętam nie poruszałeś tego tematu w swoich filmach a bardzo mnie to ciekawi. Pozdrawiam! Wojtek

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie musi byc ogladac zmiane klimatu. w europie trudno to zobaczyc bo nastepuje to nagle na przyklad przy przekroczeniu alp. pozdro michal

    OdpowiedzUsuń